„Chwała bohaterskiej Rodzinie Ulmów! I wszystkim pomagającym swoim sąsiadom narodowości żydowskiej w czasie drugiej wojny światowej” – powiedział prezydent Andrzej Duda, w przemówieniu wygłoszonym podczas beatyfikacji Rodziny Ulmów, która odbyła się dziś w Markowej.


Czcigodny Gościu nasz, Eminencjo Księże Kardynale, przedstawicielu Ojca Świętego Franciszka i Stolicy Apostolskiej,

Przedstawiciele konstytucyjnych najwyższych władz Rzeczypospolitej Polskiej na czele z Państwem Marszałkami, Panem Premierem

Paniami i Panami Ministrami,

Eminencje, Księża Kardynałowie, Ekscelencje, Księża Arcybiskupi i Biskupi,

Przedstawiciele Władz Państwowych i Samorządowych,

w szczególności gospodarze – Szanowny Panie Marszałku, Szanowna Pani Wojewodo, Wszyscy Dostojni Przedstawiciele Samorządu Lokalnego Łańcuta, Markowej,

Wszyscy Przybyli Goście, Wielce Szanowni Państwo, Czcigodni Księża, Wszyscy Przybyli Wierni, Pielgrzymi,

Rodacy

Wielce Szanowni Państwo!

W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i nas wszystkich, Polaków rozsianych na całym świecie, w szczególności mieszkających w Rzeczypospolitej, chcę z całego serca podziękować Ojcu Świętemu Franciszkowi za wyniesienie na ołtarze do grona błogosławionych polskiej rodziny, rodziny Wiktorii i Józefa Ulmów wraz z ich dziećmi, wraz z siedmiorgiem ich dzieci, w tym nienarodzonym najmłodszym dziecięciem, które w chwili tamtej dramatycznej 24 marca 1944 roku było jeszcze w łonie matki.

Chcę podziękować w imieniu polskiego państwa. Bo ta dzisiejsza uroczystość, co oczywiste, z jednej strony ma głęboki wymiar duchowy związany z  naszymi przekonaniami religijnymi, naszą wiarą, naszymi także zobowiązaniami z tej wiary wynikającymi.

Ale ma także ogromnie ważny wymiar państwowy z punktu widzenia podkreślenia w sposób dobitny, instytucjonalny prawdy historycznej o czasach niemieckiej hitlerowskiej okupacji polskich ziem w czasie drugiej wojny światowej, o ówczesnym zbrodniczym niemieckim prawodawstwie na tej ziemi, które to prawodawstwo było podstawową przyczyną tej tragedii. I tej straszliwej zbrodni, jaka została popełniona na polskiej rodzinie. To niezwykle ważny aspekt w sensie historycznym, faktograficznym i właśnie państwowym.

W 1939 roku Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę. Uczynili to na mocy porozumienia z Rosją Sowiecką, ze Stalinem, paktu Ribbentrop–Mołotow. W efekcie jeszcze we wrześniu 1939 roku Polska została rozdarta pomiędzy dwa totalitaryzmy niemiecki hitlerowski nazizm i sowiecki komunizm. Polska zniknęła z mapy. Na okupowanym przez Niemców terenie nie było żadnych polskich władz. Chcę to z całą mocą podkreślić: nie było żadnych polskich władz, które kolaborowałyby z hitlerowskimi Niemcami w okresie drugiej wojny światowej. Nie było żadnego kolaboracyjnego polskiego rządu, nie było także żadnych niemieckich formacji wojskowych,  w których służyliby w sposób zinstytucjonalizowany Polacy. Nie było takich formacji, żadnych, ani w SS, ani w żadnej innej.

Można zadać pytanie, jak to się stało, i na pewno zadaje je sobie wielu ludzi na świecie. Jak to się stało, że za pomoc Żydom, których, jak wiadomo, Niemcy chcieli zniszczyć, wymordować, unicestwić jako naród, zginęła cała polska rodzina. Rodzice Wiktoria i Józef i wszystkie jej dzieci, wszyscy mieszkańcy tego gospodarstwa, wiejskiej chaty, tego gospodarstwa, w którym ukrywanych było ośmioro Żydów Saul Goldman wraz z czterema synami oraz spokrewniona z nim Gołda Gruenfeld, a także Lea Didner wraz córką Reszlą.

Jak to się stało, że wszystkich zamordowano? Otóż oczywistą sprawą jest, jak powiedziałem, że Niemcy chcieli unicestwić naród żydowski. Tak było na wszystkich przez Niemców okupowanych ziemiach, w szczególności w Polsce, gdzie Niemcy nie tylko w sposób bezwzględny mordowali ludzi narodowości żydowskiej, polskich obywateli narodowości żydowskiej w szczególności, i w czasie drugiej wojny światowej ogółem zamordowali ich trzy miliony. Tylko Żydów obywatelstwa polskiego. Trzy miliony.

Ale także stworzyli tutaj swój niemiecki nazistowski przemysł zagłady w postaci obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, takich jak Auschwitz Birkenau, takich jak wiele innych. Ale ustanowili także zbrodnicze prawodawstwo, które było bez precedensu na innych okupowanych ziemiach. Nie było takiego niemieckiego prawodawstwa w okupowanych przez Niemców krajach Europy Zachodniej. Ani we Francji, ani Belgii, ani w Holandii, także okupowanych, nie było kary śmierci dla całej rodziny za pomoc Żydom w ukrywaniu się. Takie zbrodnicze prawo zostało ustanowione tylko tutaj.

Można zadać pytanie dlaczego? Otóż odpowiedź jest prosta. Na tej ziemi od tysiąca lat mieszkali Polacy razem z Żydami. Mieszkali cały czas przez tysiąc lat nieprzerwanie. Przy różnych wichrach historii, przy różnych zdarzeniach oba te narody także w ramach wielkiej Rzeczypospolitej wielu narodów trwały i współżyły ze sobą, rozwijając swoje kultury, które bardzo często splatały się i stanowią dzisiaj element naszej kultury polskiej. Dopiero druga wojna światowa doprowadziła do katastrofy i przerwania tego. Dlatego że naród żydowski Niemcy postanowili unicestwić i zabić wszystkich Żydów mieszkających na terenie Rzeczypospolitej, którą okupowali. 

Ale ponieważ Żydzi byli po prostu sąsiadami Polaków, znali się całymi rodzinami, wielu Polaków, wiele rodzin udzielało pomocy swoim żydowskim sąsiadom. Ta kara śmierci – nie tylko dla pomagających, ale dla całych rodzin – miała służyć odstraszeniu, miała zasiać grozę. To po to właśnie ustanowiono to prawodawstwo. To w ramach tego zbrodniczego prawodawstwa zginęła cała rodzina Ulmów. W tamtym czasie, w okresie II wojny światowej, w ten sposób zamordowanych przez Niemców zostało wiele polskich rodzin. Ale ta – rodzina Ulmów – to przypadek najbardziej wyrazisty. I dziś najlepiej wśród wszystkich znany. Bo wiele jest nieznanych, do dziś nieodkrytych i niewyjaśnionych.

To się stało na oczach całej wsi, na oczach ich sąsiadów. Józef Ulma był człowiekiem powszechnie znanym i – jak słyszeliśmy – społecznikiem. Działaczem spółdzielczości, wynalazcą, a przede wszystkim człowiekiem, który interesował się nowoczesnością – dziś powiedzielibyśmy „innowacyjnym”. Między innymi znany był także jako lokalny fotograf. Miał pełną świadomość wraz z żoną, co czynią, kiedy zgodził się przyjąć pod swój dach tych żydowskich uciekinierów, sąsiadów. Jest pewne, że Goldmanów na pewno znali. Znali ich z Łańcuta, choć nie byli bezpośrednio sąsiadami.

Udzielili im schronienia – Ulmowie jako ludzie, jako chrześcijanie, jako katolicy, kierując się miłością bliźniego i zwykłym odruchem, pokonując oczywistą przecież obawę przed śmiercią całej rodziny – to chcę z mocą podkreślić. Józef przecież wiedział, że jest człowiekiem znanym, a więc człowiekiem, na którego zwraca uwagę społeczność lokalna, także i Niemcy – przedstawiciele nazistowskiego, niemieckiego reżimu, którzy tutaj, na tej ziemi, realizowali swoją zbrodniczą działalność. Tak też – niestety – się stało. Oczywiście hitlerowcy dowiedzieli się, doniesiono im, że Ulmowie ukrywają rodzinę.

Przybyli żandarmi niemieccy w przygotowanej akcji i w bestialski sposób zamordowali po kolei całą rodzinę. Dowódca tej akcji – Niemiec, który nigdy nie został za to ukarany – jak potwierdzali świadkowie, kiedy były jakieś delikatne sprzeciwy wobec tego, by zamordować dzieci, powiedział: „Będzie gromadzie łatwiej, nie będzie miała kłopotu”. Powiedział to w sposób cyniczny, wydając rozkaz zamordowania również i najmłodszych. Wszystkich. Nie darowano życia nikomu.

Jako Prezydent Rzeczypospolitej dziękuję, że w tym niezwykłym akcie beatyfikacji całej rodziny – z podkreśleniem, iż beatyfikacja ta obejmuje właśnie wszystkich jej członków, nie tylko rodziców, dojrzałych przecież i dorosłych, w pełni odpowiedzialnych także za rodzinę, ale także i dzieci, również i te najmłodsze, włącznie z tym jeszcze nienarodzonym – następuje potwierdzenie wyjątkowości i świętości rodziny jako jednostki, a zarazem komórki społecznej, która jest razem, która stanowi jedno i która współdecyduje o swoim losie i o tym, jaka jest.

Dziękuję za to z całego serca, że została pokazana również prawda historyczna o tamtych czasach i o losach Polaków i Żydów na tej ziemi pod okupacją niemiecką, którzy wszyscy po prostu chcieli przetrwać, chcieli przeżyć, a jednak nie cofali się także i przed tak ostatecznymi aktami braterstwa, także i przed tak ostatecznymi aktami miłosierdzia.

I popatrzcie na Ewangelię. Miłosierny samarytanin – przy którego uczynku prawdopodobnie Józef Ulma, a może Wiktoria napisali „tak” w swojej Ewangelii, w swoim Piśmie Świętym, domowym – udzielił tej pomocy potrzebującemu człowiekowi, choć nie groziły mu za to żadne negatywne konsekwencje. A wcześniej i kapłan, i lewita ominęli leżącego rannego człowieka. Nie dlatego, że groziły im jakieś konsekwencje za udzielenie pomocy – po prostu minęli obojętnie.

Rodzina Ulmów pomogła swoim żydowskim współobywatelom, mimo że mieli pełną świadomość, iż grozi im za to śmierć. Razem zginęli. I nie mam wątpliwości, że dzisiaj razem cieszą się radością obcowania z Panem Bogiem.

Jako władze państwowe dziękujemy. Jako ludzie wierzący modlimy się dzisiaj za rodzinę Ulmów i za ich wstawiennictwem do Pana Boga o opiekę nad naszą ojczyzną i nad wszystkimi rodzinami. Modlimy się także za ich pomordowanych żydowskich przyjaciół. I będziemy się dzisiaj modlili na cmentarzu wojennym ofiar hitleryzmu, ofiar II wojny światowej w niedalekich stąd Jagiełłach, gdzie spoczywają dzisiaj ich doczesne szczątki. Będziemy się tam modlili, tak jak tu się modlimy wspólnie z przedstawicielami społeczności żydowskiej, z Naczelnym Rabinem Rzeczypospolitej.

Dziękuję wszystkim za udział w tej dzisiejszej uroczystości. To ważny dzień dla nas, wszystkich ludzi wierzących. Ale to także ważny, historyczny dzień dla Rzeczypospolitej, dla naszej ojczyzny. To ważny dzień dla wszystkich Polaków.

Niech żyje Polska! Niech Pan Bóg ma w swojej opiece naszą ojczyznę i naszych rodaków rozsianych po całym świecie! Cześć i chwała bohaterskiej rodzinie Ulmów i wszystkim, którzy zginęli, pomagając swoim sąsiadom narodowości żydowskiej w czasie II wojny światowej!

Źródło: https://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/prezydent-czesc-i-chwala-wszystkim-ktorzy-zgineli-pomagajac-zydowskim-sasiadom-plenithebr,74344

Autor: kard. Marcello Semeraro

1. Przed chwilą wysłuchaliśmy słów Jezusa na zakończenie przypowieści o miłosiernym Samarytaninie: «Idź, i ty czyń podobnie» (Łk 10, 37). Wiadomo, że Józef i Wiktoria Ulmowie poświęcili szczególną uwagę temu fragmentowi Ewangelii św. Łukasza, podkreślając na czerwono tytuł na rodzinnej Biblii i umieszczając przy nim swoją adnotację «Tak».

Jak napisał św. Jan Paweł II, przypowieść o człowieku, który wpadł na zbójców, opowiada o cierpieniu zdolnym «wyzwalać w człowieku miłość, ów właśnie bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi» [Jan Paweł II, „Salvifici doloris”, 29]. Ta miłość jest sercem naszej dzisiejszej uroczystości. Byłoby błędem, gdyby dzień beatyfikacji rodziny Ulmów posłużył jedynie przywołaniu na myśl terroru i okrucieństw dokonanych przez ich oprawców, nad którymi ciąży już osąd historii. Chcemy natomiast, aby dzisiejszy dzień był dniem radości, ponieważ słowa Ewangelii spisane na papierze stały się dla nas przeżywaną rzeczywistością, która jaśnieje w chrześcijańskim świadectwie małżonków Ulmów i w męczeństwie nowych Błogosławionych.

W 1942 roku Józef i Wiktoria Ulmowie otworzyli drzwi swojego domu i przyjęli ośmioro Żydów prześladowanych przez niemiecki reżim nazistowski. Dzisiaj, wraz z nowymi Błogosławionymi, pragniemy również przypomnieć ich imiona. Byli to: Saul Goldman z synami Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz Gołda Grünfeld i Lea Didner z małą córką Reszlą. Ten gest Józefa i Wiktorii był wyrazem posłuszeństwa przykazaniu Bożemu. Było to «tak» dla woli Bożej. Ich dom stał się tą gospodą, w której był goszczony i doświadczył opieki pogardzany, odrzucony i śmiertelnie ranny człowiek. Dzięki temu mógł on dalej żyć. W rzeczywistości, bez opiekuńczej troski, człowiek zawodzi: troska jest bardzo ważną częścią człowieczeństwa, bowiem czyni istnienie właśnie ludzkim.

Za ten gest gościnności i troski – jednym słowem: miłosierdzia wypływający ze szczerej wiary, małżeństwo Ulmów wraz z dziećmi zapłacili najwyższą cenę męczeństwa: ich życie było cenną monetą, którą przypieczętowali bezinteresowność całkowitego daru z siebie samego w imię miłości.

2. Aby w pełni zrozumieć heroiczną decyzję Józefa i Wiktorii, należy przyjrzeć się duchowej drodze, jaką przebyli do tego momentu. Poczynając od ich charakterów: Józef uczciwy, pracowity i chętny do niesienia pomocy ludziom; Wiktoria serdeczna, łagodna, wrażliwa na potrzeby innych. A następnie ich nieustanny wzrost w miłości Pana Boga i bliźniego, pomiędzy działalnością parafii a wiejskim życiem w Markowej. Również i my nie możemy nie odczuć ujmującej mocy ich chrześcijańskiego świadectwa, które przekazali swoim dzieciom: ośmioletniemu Stanisławowi, siedmioletniej Barbarze, sześcioletniemu Władysławowi, czteroletniemu Franciszkowi, trzyletniemu Antoniemu i dwuletniej Marii, a nawet najmłodszemu dziecku, które przychodziło na świat w chwilach męczeńskiej śmierci matki. Szczególna wymowa dzisiejszej beatyfikacji polega także na tym, że do chwały ołtarzy zostaje wyniesiona cała rodzina, połączona nie tylko więzami krwi, ale także wspólnym świadectwem danym Chrystusowi aż do ofiary własnego życia.

3. Temat postawy otwartej narzuca się jako wspólny wątek, który łączy liczne aspekty życia i męczeństwa rodziny Ulmów. Znajdujemy w nim roztaczające się przed nami bogactwo przesłań, które dzisiaj pragniemy zebrać jako owoc ich świadectwa.

Nowi Błogosławieni uczą nas przede wszystkim przyjmowania Słowa Bożego i codziennego dążenia do pełnienia woli Bożej. Ulmowie jako rodzina słuchali tego Słowa Bożego w niedzielnej liturgii, a następnie kontynuowali jego medytację w domu, co widać w czytanej i podkreślanej przez nich Biblii. Jak już wspomniałem, bardzo znaczące jest słowo «tak» odręcznie napisane przy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, a także podkreślenie zdania, w którym Jezus wzywa do miłowania nawet własnych nieprzyjaciół (Mt 5, 46). W ten sposób wysłuchane Słowo Pana, dzień po dniu kształtowało ich odważny program życia.

Doskonale zadziałała w nich uświęcająca łaska Chrztu, Eucharystii i innych sakramentów, wśród których jasno ukazuje się piękno i wielkość sakramentu Małżeństwa. Dlatego żyli w świętości nie tylko małżeńskiej, ale również rodzinnej. Może mieć zastosowanie do nich starożytna definicja św. Jana Chryzostoma, który mówił o domu jako o «έkkλŋoía μixρà», małym Kościele [Jan Chryzostom, „Kazanie na List do Efezjan” 20, 6; PG 62, 143]; podobnie jak Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele nazwie go «Ecclesia domestica», «Kościołem domowym» [SOBÓR WATYKAŃSKI II, „Lumen Gentium”, 11], któremu Pan Bóg udzielił wszystkich darów swojej łaski do tego stopnia, że uczynił go znakiem i wcieleniem całego Ludu Bożego.

Dom Ulmów stał się miejscem «świętości z sąsiedztwa», jak nazywa to Papież Franciszek w adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate o powołaniu do świętości w świecie współczesnym, kiedy pisze: «Lubię dostrzegać świętość w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb…. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często ,,świętość z sąsiedztwa”, świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga, albo, by użyć innego wyrażenia, są „klasą średnią świętości”» [Franciszek, „Gaudete et exsultate”, 7].

W świadectwie i męczeństwie Ulmów i ich dzieci odkrywamy na nowo wielkość rodziny, miejsca życia, miłości i płodności. Odkrywamy na nowo wielkość misji, jaką Stwórca powierzył małżonkom i powtarzamy słowa św. Jana Pawła II, które skierował do rodzin w 1994 roku: <

W męczeństwie nowych Błogosławionych szczególnie sugestywną rolę odgrywa maleńkie dziecko, które Wiktoria nosiła w swoim łonie, przychodzące na świat w bolesnych chwilach rzezi matki. Chociaż nie miało ono jeszcze imienia, dzisiaj nazywamy je Błogosławionym. Ta beatyfikacja ma bardziej aktualne przesłanie niż kiedykolwiek: chociaż nigdy nie wypowiedziało żadnego słowa, dzisiaj to małe niewinne dziecko, które razem z aniołami i świętymi w raju wyśpiewuje chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu, tutaj na ziemi woła do współczesnego świata, aby przyjął, kochał i chronił życie od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci, zwłaszcza życie bezbronnych i zepchniętych na margines. Ten jego niewinny głos chce wstrząsnąć sumieniem społeczeństwa, w którym szerzą się aborcja, eutanazja i pogarda dla życia, postrzeganego jako ciężar a nie dar. Dlatego rodzina Ulmów zachęca nas do reagowania na tę «kulturę odrzucenia», którą potępia Papież Franciszek, kiedy mówi: «Odrzucamy nadzieję: nadzieję dzieci, które przynoszą nam życie pozwalające nam iść naprzód, i nadzieję tkwiącą w korzeniach, które mają osoby starsze. (…) To nie jest problem takiego czy innego prawa, to jest problem odrzucenia» [Franciszek, „Przemówienie podczas Plenarnego Zebrania Papieskiej Akademii Życia”, 29 wrzesień 2021].

Wreszcie świadectwo Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich dzieci uczy nas otwartości na innych, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących. Nawiązując do przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, św. Hieronim napisał: «Musimy przyjąć brata i bliźniego, a nawet wszystkich ludzi każdej rasy, ponieważ mamy tylko jednego Ojca» [Hieronim, „Komentarz do Księgi Zachariasza”, VII, 8; PL 25, 1462]. Otwartość jest wyrazem braterstwa.

Dlatego pragnę pozdrowić ze szczególną serdecznością obecnych dzisiaj na tej uroczystości beatyfikacyjnej przedstawicieli wspólnoty żydowskiej. Ich udział jest nie tylko wyrazem szlachetnych uczuć wdzięczności za to, czego dokonali nowi Błogosławieni, gdy w Europie – a zwłaszcza tutaj, w Polsce, szalała rozpętana przez niemieckich okupantów furia skierowana wobec narodu żydowskiego, co nazwano «ostatecznym rozwiązaniem». To zjednoczenie rodzin żydowskich i rodziny katolickiej w tym samym męczeństwie zawiera bardzo głęboki sens oraz rzuca najpiękniejsze światło na przyjaźń żydowsko-chrześcijańską, zarówno na płaszczyźnie ludzkiej jak i religijnej. Rzeczywiście, nienawiść prześladowców do Żydów była, w samej swej istocie, nienawiścią do Boga Przymierza, Starego i tego Nowego, we krwi Chrystusa. Moglibyśmy dzisiaj powiedzieć, że konkretnością swojego gestu rodzina Ulmów, jak również inni ludzie dobrej woli, którzy pomagali Żydom, antycypowali nauczanie Soboru Watykańskiego II, św. Pawła VI a także św. Jana Pawła II, przyjmując w swoim życiu postawę kogoś, kto burzy mury i obejmuje z braterską miłością.

Co więcej, przyjęcie bliźniego stało się pilnym zadaniem, biorąc pod uwagę przemoc i zniszczenia spowodowane wojną. Trwająca od 18 miesięcy rosyjska inwazja na Ukrainę zmusiła do ucieczki wielką liczbę uchodźców, którzy pukali do drzwi Polski w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. W tym trudnym czasie różne instytucje rządowe i samorządowe oraz tysiące ludzi z prostych rodzin spontanicznie otwierali drzwi swoich domów na przyjęcie tych, którzy musieli uciekać.

Z wyjątkowym podziwem i szczególną wdzięcznością myślimy o wielu inicjatywach realizowanych przez Caritas Archidiecezji Przemyskiej, jak również i o tych propagowanych w całej Polsce. Powszechne zaangażowanie działaczy oraz wolontariuszy w akcje radzenia sobie z kryzysem humanitarnym nabrało niezwykłych rozmiarów i wielkiego znaczenia. Niestety, podobne sytuacje powtarzają się również w innych częściach świata i powodują, iż rzesze uchodźców szukają słusznego przyjęcia u innych. Niech wstawiennictwo nowych Błogosławionych i ich świadectwo ewangelicznej miłości zachęcą wszystkich ludzi dobrej woli, aby stali się tymi, którzy «wprowadzają pokój» (Mt 5, 9), otwierając drzwi i angażując się na rzecz bliźniego, przybywającego ze swoim cierpieniem fizycznym i moralnym, podejmując trud pomocy w jego oddaleniu od własnego domu i bliskich, ofiarując lekarstwo na rany, które są wynikiem odrzucenia lub niezrozumienia. Już na długo przed wybuchem tej wojny Papież Franciszek mówił: «W obliczu cierpienia tak wielu ludzi, wycieńczonych przez głód, przemoc i krzywdy, nie możemy pozostawać widzami. Ignorowanie cierpienia człowieka co to oznacza? Oznacza ignorowanie Boga! Jeżeli nie podejdę do tego mężczyzny, do tej kobiety, do tego dziecka, do tego starca czy tej staruszki, którzy cierpią, nie zbliżę się do Boga» [Franciszek, „Audiencja generalna”, 27 kwiecień 2016].

4. Drodzy bracia i siostry, «Męczennik – pisał św. Jan Paweł II – jest najbardziej autentycznym świadkiem prawdy o życiu. Wie, że dzięki spotkaniu z Jezusem Chrystusem znalazł prawdę o własnym życiu, i tej pewności nikt ani nic nie zdoła mu odebrać. Ani cierpienie, ani śmierć zadana przemocą nie skłonią go do odstąpienia od prawdy, którą odkrył, spotykając Chrystusa. Oto dlaczego po dziś dzień świadectwo męczenników nie przestaje fascynować, znajduje uznanie, przyciąga uwagę i pobudza do naśladowania» [Jan Paweł II, „Fides et ratio”, 32]. Dzisiejsza celebracja jest zwieńczeniem nieprzerwanej opinii świętości i męczeństwa, jaką Kościół na Podkarpaciu, a szerzej, całej Polski, zachował i potrafił pielęgnować. Jest to jednak także wyraz słusznej pamięci i serdecznej wdzięczności w stosunku do wielu waszych rodaków, którzy w tamtych czasach, świadomi ryzyka, na jakie się narażali, udzielali schronienia Żydom, płacąc za ten wybór życiem. Niech w każdym z nas dzisiaj tutaj obecnym świadectwo męczeńskiej śmierci rodziny Ulmów wzbudzi szczere pragnienie odważnego życia wiarą i jej wyznawania.

5. Rodzina Ulmów dołącza dziś do szlachetnego i bogatego grona synów i córek narodu polskiego, którzy w wiekach dawnych, ale też i we współczesnym czasie zostali wyniesieni do chwały ołtarzy jako Święci i Błogosławieni. Świadectwo ich życia jest przykładem i wzorem do naśladowania. Są nam też ofiarowani jako orędownicy u Pana Boga, abyśmy mogli powierzać im naszą codzienność, nasze nadzieje, radości, potrzeby i zmartwienia. Najświętszej Maryi Pannie, Królowej Polski, Świętym i Błogosławionym tego narodu, a od dziś wszyscy razem, publicznie, rodzinie Ulmów, zawierzamy gorącą modlitwę za rodzinę ludzką i o pokój w bliskiej Ukrainie.

Błogosławieni Józefie i Wiktorio, wraz z waszymi córkami i synami: Stanisławą, Barbarą, Władysławem, Franciszkiem, Antonim, Marią oraz najmłodszym przychodzącym na świat w chwili męczeńskiej śmierci matki, módlcie się za nami wszystkimi!

Marcello Kard. Semeraro
Prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych

Narzeczeni zobowiązani są do uczestnictwa w jednej z form katechezy dla narzeczonych:


Weekend dla narzeczonych z lekcją tańca – organizowane przez Zespół Dobry Początek więcej i terminy: www.dobry-poczatek.pl


Spotkania dla narzeczonych – organizowane przez Zespół Dobry Początek więcej i terminy: www.dobry-poczatek.pl


Programy dla narzeczonych prowadzone przez Spotkania Małżeńskie
w formie: Wieczory dla zakochanych lub Rekolekcje dla narzeczonych – więcej i terminy www.spotkaniamalzenskie.pl


W wyjątkowych sytuacjach może być realizowany program diecezji pelplińskiej: Katecheza
dla narzeczonych online. Więcej informacji u duszpasterza parafii ślubu.

MSZA ŚW. NA  ZAKOŃCZENIE ŚWIATOWEGO SPOTKANIA RODZIN
HOMILIA JEGO ŚWIĄTOBLIWOŚCI PAPIEŻA FRANCISZKA

Filadelfia, Aleja Benjamina Franklina
27 września 2015

Dziś słowo Boga zaskakuje nas obrazami silnymi i prowokującymi do myślenia. Obrazami, które są dla nas wyzwaniem, ale również pobudzają nasz entuzjazm.

W pierwszym czytaniu, Jozue mówi Mojżeszowi, że dwóch spośród ludu prorokuje, głosząc Słowo Boże bez upoważnienia. W Ewangelii św. Jana Jezus mówi, że uczniowie powstrzymali kogoś, kto wypędzał złe duchy w imię Jezusa. A oto niespodzianka: zarówno Mojżesz jak i Jezus upominają tych, najbliższych im, że są tak ciaśni! Czy to wszystko może być słowami proroka Bożego! Czy to znaczy, że każdy może czynić cuda w imię Pana!

Jezus napotkał wrogość ze strony ludzi, którzy nie akceptują tego, co powiedział i uczynił. Dla nich, Jego otwartość na uczciwą i szczerą wiarę wielu mężczyzn i kobiet  nie należących do ludu wybranego przez Boga, zdawała się nie do zniesienia. Uczniowie, ze swej strony działali w dobrej wierze. Ale pokusa bycia zgorszonymi wolnością Boga, który zsyła deszcz zarówno na sprawiedliwych jak i na niesprawiedliwych (Mt 5,45), z pominięciem drogi oficjalnej, biurokracji i wąskiego grona zagraża autentyczności wiary. Dlatego należy ją stanowczo odrzucić.

Kiedy to sobie uświadomimy, to możemy zrozumieć, dlaczego słowa Jezusa o powodowaniu „zgorszenia” są tak surowe. Dla Jezusa, zgorszenie nie do przyjęcia polega na tym wszystkim, co załamuje i niszczy naszą ufność w działanie Ducha Świętego!

Ojciec nasz będzie niedościgły w wielkoduszności i nadal rozsypuje ziarna. Rozrzuca On ziarno swojej obecności w naszym świecie, ponieważ „w tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował” jako pierwszy (1 J 4,10). Ta miłość daje nam głęboką pewność: Bóg nas poszukuje, On na nas czeka. To ta ufność sprawia, że uczniowie zachęcają, wspierają i pielęgnują dobre rzeczy dziejące się wokół nich. Bóg chce, aby wszystkie Jego dzieci miały udział w uczcie Ewangelii. Jezus mówi: „Nie powstrzymuj niczego, co jest dobre, a przeciwnie pomóż mu wzrastać!”. Podnoszenie wątpliwości co do działania Ducha Świętego, stwarzanie wrażenia, że nie może ono mieć  miejsca w tych, którzy nie należą do „naszej grupy”, którzy nie są „tacy, jak my” to niebezpieczna pokusa. Nie tylko blokuje ona nawrócenie na wiarę, ale stanowi wypaczenie wiary!

Wiara otwiera „okno” na obecność i działanie Ducha Świętego. Pokazuje to nam, że, podobnie jak szczęście, świętość jest zawsze związana z małymi gestami. „Kto wam poda kubek wody – mały gest – w imię moje, nie utraci swojej nagrody”, mówi Jezus (por. Mk 9,41). Tych małych gestów uczymy się w domu, w rodzinie; gubią się one pośród wszystkich innych rzeczy, jakie robimy, ale sprawiają, że zmianie ulega dzień powszedni. Są to ciche rzeczy dokonywane przez matki i babki, przez ojców i dziadków, przez dzieci, przez braci. Są to małe oznaki czułości, miłości i współczucia. Jak ciepła kolacja, na jaką cieszymy się wieczorem, wczesny obiad czekający na kogoś, kto wstaje wcześnie, aby iść do pracy. Swojskie gesty. Jak błogosławieństwo zanim położymy się spać czy też uścisk, gdy wracamy po ciężkim dniu pracy. Miłość ukazuje się w małych rzeczach, przez dbałość o małe codzienne znaki, które sprawiają, że życie ma zawsze posmak domu. Wiara wzrasta, gdy jest przeżywana i ukształtowana przez miłość. Dlatego nasze rodziny, nasze domy, są prawdziwymi Kościołami domowymi. Są miejscami właściwymi dla wiary, w których wiara staje się życiem, a życie rozwija się w wierze.

Jezus każe nam nie powstrzymywać tych małych cudów. Wręcz przeciwnie, chce abyśmy do  nich zachęcali, upowszechniali je. Prosi nas, abyśmy szli przez życie, przez nasze codzienne życie zachęcając do tych wszystkich małych oznak miłości jako znaków Jego życia i czynnej obecności w naszym świecie.

Ta postawa, do której jesteśmy zachęcani prowadzi nas do tego, abyśmy dziś tutaj, na zakończenie tego święta, postawili sobie pytanie: jak staramy się żyć tym stylem w naszych domach, w naszych społeczeństwach? Jaki świat chcemy pozostawić naszym dzieciom (por. Laudato si’, 160)? Nie możemy odpowiedzieć na te pytania sami, o własnych siłach. To Duch Święty wzywa nas do odpowiedzi jako części wielkiej rodziny ludzkiej. Nasz wspólny dom nie może dłużej tolerować sterylnych podziałów. Pilne wyzwanie ochrony naszego domu obejmuje staranie, aby połączyć całą rodzinę ludzką w dążeniu do zrównoważonego i integralnego rozwoju, bo wiemy, że wszystko może się zmienić (por. tamże, 13). Oby nasze dzieci znalazły w nas wzorce i pobudki do komunii, a nie do podziałów! Niech nasze dzieci znajdują w nas mężczyzn i kobiety zdolnych, by dołączyć do innych w doprowadzeniu do pełnego rozkwitu wszystkich dobrych ziaren, które zasiał Ojciec!

Jezus mówi nam dobitnie, ale z miłością: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13 ). Ile mądrości jest w tych kilku słowach! To prawda, że, jeśli chodzi o dobroć i czystość serca, to my ludzie nie mamy wiele do ukazania! Lecz Jezus wie, że tam, gdzie chodzi o dzieci jesteśmy zdolni do bezgranicznej ofiarności. Zatem zapewnia nas: jeśli tylko mamy wiarę, to Ojciec da nam swego Ducha.

My, chrześcijanie, uczniowie Pana, prosimy narody świata, aby nam pomogły! Jak wielu jest nas tutaj, na tej celebracji! A to już to samo w sobie jest czymś proroczym, rodzaj cudu w dzisiejszym świecie, który zmęczony jest wynajdywaniem nowych podziałów, rozłamów, nowych katastrof. Obyśmy wszyscy mogli być prorokami! Obyśmy wszyscy mogli być otwarci na cuda miłości dla dobra naszych rodzin i wszystkich rodzin świata –mówię o cudach miłości – abyśmy mogli w ten sposób przezwyciężyć zgorszenie wąskiej, małostkowej miłości, zamkniętej w sobie, niecierpliwej wobec innych! Zostawiam jako pytanie, aby każdy odpowiedział –  bo wypowiedziałem słowo „niecierpliwy” – Czy w moim domu krzyczymy czy też rozmawiamy ze sobą z miłością i czułością? To dobry sposób, aby zmierzyć naszą miłość.

Jakże pięknie byłoby, gdybyśmy wszędzie, nawet poza naszymi granicami, mogli docenić i wesprzeć to proroctwo i ten cud! Odnawiamy naszą wiarę w słowo Pana, które zaprasza rodziny wiernych do tej otwartości. Zaprasza ono tych wszystkich, którzy chcą mieć udział w proroctwie przymierza mężczyzny i kobiety, rodzącym  życie i objawiającym Boga! Niech nam pomaga uczestniczyć w proroctwie pokoju, miłości i czułości rodziny. Niech nam pomaga uczestniczyć w prorockim geście serdecznej, cierpliwej, miłującej troski o nasze dzieci i naszych dziadków.

Każdy, kto chce wnieść w ten świat rodzinę, która uczy dzieci, aby być pobudzonym każdym gestem dążącym do przezwyciężenia zła – rodzinę ukazującą, że Duch Święty żyje i działa –  i napotka wdzięczność i uznanie. Niezależnie od tego do jakiej rodziny, narodu czy regionu przynależy!

Niech Bóg da nam wszystkim byśmy byli prorokami radości Ewangelii, Ewangelii rodziny, miłości rodzinnej, byli prorokami jako uczniowie Chrystusa i niech nam udzieli łaski, byśmy byli godnymi tej czystości serca, która nie gorszy się Ewangelią! Niech się tak stanie.

Źródło: http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/homilies/2015/documents/papa-francesco_20150927_usa-omelia-famiglie.html

© Copyright – Libreria Editrice Vaticana

PRZEMÓWIENIE OJCA ŚWIĘTEGO PODCZAS ŚWIĘTA RODZINY I MODLITEWNEGO CZUWANIA

B. Franklin Parkway, Filadelfia
26 września 2015

Drodzy bracia i siostry, drogie rodziny!

Dziękuję tym, którzy złożyli świadectwa. Dziękuję osobom, które obdarzyły nas radością poprzez sztukę, piękno, które jest drogą, aby dotrzeć do Boga. Piękno prowadzi nas do Boga. A prawdziwe świadectwo prowadzi nas do Boga, bo Bóg jest również prawdą. Piękno i prawda. A świadectwo złożone jako służba jest dobre, czyni nas dobrymi, ponieważ Bóg jest dobrem. Prowadzi nas do Boga. Wszystko, co jest dobre, prawdziwe i piękne prowadzi nas do Boga, ponieważ Bóg jest dobry, Bóg jest piękny, Bóg jest prawdą.

Dziękuję wszystkim. Tym, którzy nam tutaj przekazali przesłanie i za waszą obecność, która jest również świadectwem. Prawdziwym świadectwem, że warto żyć w rodzinie, że społeczeństwo rośnie w siłę, rośnie w dobru, rośnie w pięknie i prawdziwie się rozwija, jeśli jest zbudowane na fundamencie rodziny.

Kiedyś pewne dziecko zapytało mnie – a wiecie, że dzieci zadają trudne pytania – zapytało mnie: „Ojcze, co robił Pan Bóg, zanim stworzył świat?”. Zapewniam was, że trudno mi było odpowiedzieć. I powiedziałem mu to, co teraz mówię wam: przed stworzeniem świata Bóg kochał, bo Bóg jest miłością; ale była to taka miłość, jaką Bóg miał w sobie, miłość pomiędzy Ojcem i Synem w Duchu Świętym. Była ona tak wielka, tak obfitująca – nie wiem, czy jest to bardzo teologiczne, ale możecie to zrozumieć – była tak wielka, że nie mógłby być egoistą. Musiał wyjść z siebie, aby mieć kogoś do kochania poza sobą. I wtedy Bóg stworzył świat. Wówczas Bóg stworzył ten cud, w którym żyjemy, a który niszczymy, ponieważ jesteśmy trochę głuptasami. Ale Biblia mówi, że najpiękniejszą rzeczą, jaką uczynił Bóg jest rodzina. Stworzył mężczyznę i kobietę, powierzając im wszystko. Poddał im świat: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, uprawiajcie ziemię, niech wydaje owoce, niech się rozwija”. Całą miłość, jaką zawarł w tym cudownym stworzeniu powierzył rodzinie.

Cofnijmy się trochę. Całą miłość, jaką Bóg ma w sobie, całe piękno, jakie Bóg ma w sobie, całą prawdę, jaką Bóg ma w sobie przekazuje rodzinie. A rodzina jest naprawdę rodziną, kiedy potrafi otworzyć ramiona i przyjąć całą tę miłość. Oczywiście raju na ziemi nie ma już tutaj, życie ma swoje problemy, ludzie z powodu przebiegłości szatana nauczyli się dzielić. I cała ta miłość, jaką dał nam Bóg niemal się zatraca. Staje się to niebawem, w pierwszej zbrodni, pierwszym bratobójstwie. Brat zabija drugiego brata: wojna. Boża miłość, piękno i prawda oraz zniszczenie wojny. Dzisiaj podążamy między tymi dwoma stanowiskami. To do nas należy wybór, do nas należy decyzja jaką drogą pójdziemy.

Ale wróćmy. Kiedy mężczyzna i jego żona pobłądzili i oddalili się od Boga,  Bóg nie zostawił ich samymi. Taka była miłość. Taka była miłość, która zaczęła podążać z ludzkością, zaczęła kroczyć z Jego ludem, aż nadszedł czas dojrzały i Bóg dał największy znak Swej miłości: Swego Syna. A gdzie posłał Bóg Swego Syna? Do pałacu? Do jakiegoś miasta? Żeby utworzył przedsiębiorstwo? Posłał Go do rodziny. Bóg przyszedł na świat w rodzinie. A mógł to uczynić, ponieważ ta rodzina była rodziną, która miała serce otwarte na miłość, miał otwarte drzwi. Pomyślmy o młodziutkiej Maryi. Nie mogła w to uwierzyć: „Jakże mi się to stanie?”. A kiedy Jej wyjaśniono, była posłuszna. Pomyślmy o Józefie, pełnym oczekiwań, by utworzyć rodzinę, a stanął w obliczu nie zrozumiałego zaskoczenia. Godzi się, jest posłuszny. I w posłuszeństwie miłości tej kobiety, Maryi i tego mężczyzny, Józefa, tworzy się rodzina w którą wchodzi Bóg. Bóg zawsze puka do drzwi serca. Lubi to czynić. Wkracza do nich od wewnątrz. Ale wiecie co się Jemu podoba najbardziej? Pukanie do drzwi rodzin. I spotykanie rodzin zjednoczonych, rodzin, które się kochają, rodzin, które wychowują dzieci, edukują, prowadzące je naprzód, które tworzą społeczeństwo dobra, prawdy i piękna.

Jesteśmy na święcie rodzin. Rodzina ma boski dokument tożsamości. Czy to jasne? Bóg nadał rodzinie dokument tożsamości, aby w jej łonie coraz bardziej wzrastały prawda, miłość i piękno. Pewnie ktoś z was może mi powiedzieć: „Ojcze, ty tak mówisz, bo on nie jesteś żonaty. W rodzinie są trudności. W rodzinach dyskutujemy. W rodzinach czasem latają talerze. W rodzinach dzieci powodują ból głowy. Nie mówmy już o teściowych …”. W rodzinach zawsze jest krzyż. Zawsze. Ponieważ miłość Boga, Syna Bożego, także otworzyła nam tę drogę. Ale w rodzinach, po krzyżu, jest także zmartwychwstanie, ponieważ tę drogę otworzył nam Syn Boży. Dlatego rodzina jest – przepraszam za to określenie – fabryką nadziei, nadziei życia i zmartwychwstania, bo Bóg nam otworzył tę drogę.

Także dzieci przysparzają roboty. My, jako dzieci przysparzaliśmy roboty.  Zdarza się, że w domu spotykam pewnych moich współpracowników, którzy przychodzą do pracy z podkrążonymi oczyma. Mają dziecko miesięczne czy dwumiesięczne. I pytam go: „Czyżbyś nie spał?” – „Nie, płakało całą noc”. Są w rodzinach trudności. Ale te trudności przezwycięża się miłością. Nienawiść nie pokonuje żadnej trudności. Podział serc nie przezwycięża żadnej trudności. Tylko miłość jest w stanie przezwyciężyć trudność. Miłość jest świętem, miłość jest radością, miłość to pójście naprzód.

Nie chcę zbyt długo mówić, bo jest już za późno, ale chciałbym podkreślić dwa małe punkty dotyczące rodziny, na które chciałbym, by zwracano szczególną uwagę. Nie tylko chciałbym, ale musimy zwracać szczególną troskę:  dzieci i dziadków. Dzieci i ludzie młodzi są przyszłością, są siłą, tymi, którzy prowadzą ku przyszłości. Są tymi, w których pokładamy nadzieję. Dziadkowie są pamięcią rodziny. Są tymi, którzy dali nam wiarę, przekazali wiarę. Zadbanie o dziadków i zadbanie o dzieci, to dowód miłości rodziny, nie wiem czy największy, ale powiedziałbym najbardziej obiecujący, ponieważ obiecuje przyszłość. Naród, który nie potrafi zadbać o dzieci i naród, którzy nie potrafi zadbać o dziadków jest narodem bez przyszłości, ponieważ nie ma siły i nie ma pamięci, by iść naprzód.

Tak więc, rodzina jest piękna, ale kosztuje, stwarza problemy. W rodzinie istnieje niekiedy wrogość. Mąż kłóci się z żoną, albo źle patrzą na siebie, lub dzieci kłócą się z ojcem … Dam wam radę: nigdy nie kończcie dnia bez pojednania w rodzinie. Nie można kończyć dnia w rodzinie walcząc ze sobą.

Niech was Bóg błogosławi. Niech Bóg daje wam siłę, nich Bóg obdarza was odwagą, by iść naprzód. Zatroszczmy się o rodzinę. Brońmy rodziny, ponieważ w niej toczy się gra o naszą przyszłość. Dziękuję! Niech was Bóg błogosławi i proszę módlcie się za mnie.


Drodzy Bracia i Siostry!
Drogie rodziny,

Przede wszystkim chcę podziękować rodzinom, które zechciały nam opowiedzieć historię swojego życia. Dziękuję za wasze świadectwo! Słuchanie rodzin dzielących się swoim doświadczeniem życiowym zawsze jest darem; dotyka naszych serc. Mamy wrażenie, że mówią nam o sprawach, które są bardzo osobiste i niepowtarzalne, które w pewien sposób angażują nas wszystkich. Słuchając ich doświadczeń, możemy czuć się wciągnięci, wezwani jako małżonkowie i rodzice, jako dzieci, bracia i siostry, jako dziadkowie.

Kiedy słuchałem, myślałem, jak ważne jest dla nas dzielenie się naszym życiem domowym i pomaganie sobie wzajemnie w tym wspaniałym i trudnym zadaniu, jakim jest „bycie rodziną”.

Spotkanie z wami skłania mnie do pomyślenia o jednej z najpiękniejszych tajemnic naszej wiary chrześcijańskiej. Bóg nie chciał przyjść na świat inaczej, jak przez rodzinę. Bóg nie chciał zbliżyć się do ludzi inaczej, niż poprzez dom. Bóg nie chciał dla siebie żadnego innego imienia, niż Emmanuel (Mt 1,23). On jest „Bogiem z nami”. To było Jego pragnieniem od początku, Jego celem, Jego nieustannym wysiłkiem, by nam powiedzieć: „Ja jestem Bogiem z wami, jestem Bogiem dla was”. On jest Bogiem, który od samego początku stworzenia, powiedział: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Rdz 2,18). Możemy dodać: nie jest dobrze, żeby kobieta była sama, nie jest dobrze, żeby dzieci, osoby starsze lub młodzież była sama. Nie jest dobrze. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24). Dwoje mają stworzyć dom, rodzinę.

Od niepamiętnych czasów, w głębi naszego serca usłyszeliśmy te mocne słowa: nie jest dla Ciebie dobre, żebyś był sam. Rodzina jest wielkim błogosławieństwem, wielkim darem tego „Boga z nami”, który nie chciał nas porzucić w samotności życia bez innych, bez wyzwań, bez domu.

Bóg nie marzy samotnie, stara się czynić wszystko, „z nami”. Jego marzenie nieustannie spełnia się w marzeniach wielu małżeństw, które pracują, aby ich życie stało się życiem rodziny.

Dlatego rodzina jest żywym symbolem planu miłości, o którym niegdyś marzył Ojciec. Pragnienie tworzenia rodziny to postanowienie, by być częścią marzenia Boga, decyzja, aby marzyć wraz z Nim, dołączyć do Niego w Jego sadze budowania świata, w którym nikt nie będzie czuł się samotny, niechciany lub bezdomny.

Jako chrześcijanie doceniamy piękno rodziny i życia rodzinnego jako miejsca, do którego przychodzimy, by nauczyć się znaczenia i wartości ludzkich relacji. Dowiadujemy się, że „Kochanie kogoś to nie tylko sprawa silnego uczucia – to również decyzja, osąd, obietnica” (Erich Fromm, Sztuka kochania). Uczymy się postawienia wszystkiego na inną osobę oraz uczymy się, że jest ona tego warta.

Jezus nie był zagorzałym kawalerem – żadną miarą! Obrał Kościół jako oblubienicę i uczynił go swoim Ludem. Oddał swoje życie za tych, których miłował, aby Jego Kościół, Jego oblubienica mógł zawsze wiedzieć, że jest On Bogiem z nami, że jesteśmy Jego Ludem, Jego rodziną. Nie możemy zrozumieć Chrystusa bez Jego Kościoła, tak jak nie możemy zrozumieć Kościoła bez jego Oblubieńca, Jezusa Chrystusa, który oddał swoje życie z miłości, i który pozwala nam zobaczyć, że jest on wart swojej ceny.

Nie łatwo oddać swoje życie z miłości. Jak w przypadku Nauczyciela, „postawienie wszystkiego” może niekiedy wiązać się z krzyżem. Czasami wszystko wydaje się „pod górkę”. Myślę o tych wszystkich rodzicach, tych wszystkich rodzinach, które nie mają pracy czy praw pracowniczych, i jak bardzo jest to prawdziwym krzyżem. Ileż ofiar podejmują, żeby zarobić na swój chleb powszedni! Zrozumiałe, że kiedy ci rodzice wracają do domu, są tak zmęczeni, że nie mogą poświęcić wszystkich swoich sił dzieciom.

Myślę o tych wszystkich rodzinach, które nie posiadają mieszkania lub mieszkają w warunkach przepełnienia. Rodzinach, którym brakuje elementarnych  warunków do budowania więzi bliskości, bezpieczeństwa i ochrony przed wszelkiego rodzaju trudnościami.

Myślę o tych wszystkich rodzina, które nie mają dostępu do podstawowych usług zdrowotnych. Rodzinach, które, w obliczu problemów zdrowotnych, zwłaszcza wśród młodszych i starszych członków, są zależne od systemu, który nie spełnia ich potrzeb, jest nieczuły na ich ból i zmusza ich do wielkich poświęceń, aby otrzymać odpowiednie leczenie.

Żadne społeczeństwo nie może być nazwane zdrowym, jeśli nie pozostawia realnej przestrzeni na życie rodzinne. Nie da się myśleć o przyszłości społeczeństwa, jeśli nie jest ono zdolne do uchwalenia praw pozwalających ochronić rodzinę i zapewnić jej podstawowe potrzeby,  a zwłaszcza tych rodzin, które dopiero zaczynają wspólne życie. Ile problemów zostałoby rozwiązanych, gdyby nasze społeczeństwa chroniły rodziny i zapewniały domownikom, a zwłaszcza młodym małżeństwom, możliwość godziwej pracy, mieszkanie, świadczenia medyczne, żeby towarzyszyły im przez całe życie.

Marzenie Boga się nie zmienia; pozostaje nienaruszone i zachęca nas do pracy na rzecz społeczeństwa,  które wspiera rodziny. Społeczeństwa, w którym chleb, „owoc ziemi i pracy rąk ludzkich” stale kładziony jest na stole każdego domu, aby karmić nadzieję swoich dzieci.

Pomagajmy sobie nawzajem, aby umożliwić „postawienie wszystkiego na miłość”. Pomagajmy sobie nawzajem w chwilach trudnych i ulżyjmy sobie nawzajem w znoszeniu ciężarów. Wspierajmy się nawzajem. Bądźmy rodzinami, które stanowią wsparcie dla innych rodzin.

Idealne rodziny nie istnieją. To nie może nas zniechęcić. Wręcz przeciwnie. Miłość jest czymś, czego się uczymy, miłość jest czymś, czym żyjemy; miłość wzrasta, gdy „wykuwa się” przez konkretne sytuacje, jakich doświadcza każda rodzina. Miłość rodzi się i stale rozwija pośród świateł i cieni. Miłość może się rozwijać w mężczyznach i kobietach, którzy nie starają się, by ich ostatnie słowo stwarzało konflikt, ale raczej nową okazję. Okazją do szukania pomocy, okazję, by zapytać jak musimy się poprawić, okazję odkrycia Boga, który jest z nami i nigdy nas nie opuszcza. Jest to wielka spuścizna, jaką możemy dać naszym dzieciom, bardzo dobra lekcja: to prawda, popełniamy błędy, to prawda, mamy problemy.  Ale wiemy, że nie to liczy się naprawdę. Wiemy, że błędy, problemy i konflikty są okazją, aby zbliżyć się do innych, by zbliżyć się do Boga.

Dziś wieczorem przyszliśmy, aby wspólnie się modlić, by modlić się jako rodzina, uczynić nasze domy radosnym obliczem Kościoła. Aby spotkać tego Boga, który nie chciał przyjść do naszego świata inaczej, niż za pośrednictwem rodziny. Aby spotkać „Boga z nami”,  Boga, który jest zawsze pośród nas.

Żródło: http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/speeches/2015/september/documents/papa-francesco_20150926_usa-festa-famiglie.html

© Copyright – Libreria Editrice Vaticana


„Miłość jest naszą misją” pod takim hasłem w Filadelfii w dniach 22-27 września br. zebrały się rodziny z całego świata, aby uczestniczyć w Kongresie Rodzin oraz Światowym Spotkaniu Rodzin z Ojcem Świętym Franciszkiem. Uczestniczyli w niej również przedstawiciele naszej diecezji.

W dniach 19 – 29.09. 2015 r. odbyła się nasza pielgrzymka do USA na Światowe Spotkanie Rodzin w Filadelfii z Ojcem św. Franciszkiem. Grupa liczyła 14 osób z diecezji pelplińskiej         i archidiecezji gdańskiej. Wśród uczestników było dwóch księży, ks. dr Sławomir Ałaszewski i ks. dr Krzysztof Naczk oraz diecezjalna para doradców życia rodzinnego Anna i Tomasz Baranowscy. Przed wyjazdem mieliśmy dużo trudności z załatwieniem noclegów. Ponieważ nie pojawiały się propozycje przyjęcia nas zaczęliśmy odmawiać nowennę do Ducha Świętego w intencji znalezienia noclegów. Pan Bóg zadziałał natychmiast. Pani Alina Wasilewska i jej rodzina przyjęła jedną grupę, reszcie załatwiła noclegi u ojców karmelitów, w parafii pod wezwaniem św. Antoniego na Brooklynie. Trzy dni spędziliśmy w Nowym Jorku. W mieście tym zwiedziliśmy pomnik ofiar ataku na World Trade Center, gdzie modląc się wspominaliśmy straszną tragedię, która wydarzyła się 11. 09 2001 r. Zginęło tam wielu niewinnych ludzi. Zwiedziliśmy i modliliśmy się w  przepięknej neogotyckiej katedrze św. Patryka. W bocznej nawie kościoła znajduje się kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej. Znajdują się obrazy świętych Maksymiliana Kolbe  i siostry Faustyny Kowalskiej, św. Jadwigi Królowej i św. Stanisława Biskupa Męczennika. Są dwie figury św. Stanisława Kostki i św. Kazimierza  Królewicza. Na posadzce widnieje herb Jana Pawła II. Odwiedziliśmy w Nowym Jorku  wiele ciekawych miejsc. Następnie udaliśmy się do Filadelfii, aby uczestniczyć w spotkaniu z Ojcem św. Mieszkaliśmy u rodzin przy parafii św. Wojciecha, w polskiej dzielnicy Port Richmond. Obecnie proboszczem jest ks. Jan Palkowski, który z wielkim sercem troszczył się o nas. Uczestniczyliśmy w życiu parafii. Zakwaterowani byliśmy u polskich rodzin, które przyjęły nas bardzo ciepło. Ta parafia dzięki  księdzu proboszczowi przyjęła wiele grup polaków. Jest to wspaniały i niesamowity ksiądz, bardzo otwarty. Uczestniczyliśmy w obchodach parafialnych Spotkania Rodzin. W środę ks. Sławomir Ałaszewski przewodniczył Mszy Św. a ks. Krzysztof Naczk wygłosił kazanie w języku angielskim i polskim. Po Mszy św. ks. Sławomir wygłosił teologiczne wprowadzenie w zagadnienie modlitwy małżeńskiej a Celina i Mirek Soroka z Gdyni dali świadectwo swojej modlitwy małżeńskiej. Mówili, jak ważna jest codzienna wspólna modlitwa męża i żony. Modlitwa dała im wiele. Każdego dnia powierzają Bogu wszystkie kłopoty i troski dnia codziennego. W parafii gośćmi byli ks. biskup dr Grzegorz Kaszak z Sosnowca, ks. kardynał Gerhard Muller z Rzymu, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, który w piątek odprawił Mszę Świętą i wygłosił homilię. Parafia gościła łącznie około 300 osób. Oprócz pielgrzymów z Polski przybyła duża grupa ok. 120 osób polonii z Toronto w Kanadzie. W sobotę po Mszy św. wszyscy wyruszyliśmy na festiwal. Szliśmy ulicami miasta ok. 8 km. Było nas naprawdę dużo. Tworzyliśmy kolorową grupę. Koszulki nasze były koloru żółtego, zielonego i czerwonego. W połowie drogi ok. 4 km. zatrzymaliśmy się, aby odpocząć w salce i pomodlić się w kaplicy, gdzie znajduje się ciało św. Johna Neumanna, następnie udaliśmy się do Benjamin Franklin Parkway na czuwanie. Były świadectwa rodzin z całego świata, w tym z Australii, Jordanii, Ukrainy i Argentyny. Wystąpiły różne zespoły, a także Aretha Franklin, królowa muzyki soul i tenor Andrea Bocelli. W sobotni wieczór Papież mówił o pięknie rodziny, że warto w niej żyć. Podkreślał, że rodziny przeżywają trudne chwile. Żartobliwie mówił, że dzieci przyprawiają nas o ból głowy. Przyznał z uśmiechem: „nie wspomnę nawet o teściowych”. Dodał, że tylko miłość  przezwycięży te trudności. Papież dziękował rodzinom za to, że są świadkami ,,prawdy, dobroci i piękna”. Prosił, aby nigdy nie kończyć dnia bez przeprosin i pogodzenia się. W homilii niedzielnej Ojciec św. przestrzegał przed tym, co załamuje, niszczy i poddaje w wątpliwość naszą ufność w działanie Ducha Świętego. Wiara otwiera nam ,,okno” na działanie Ducha Świętego i pokazuje, że świętość jest związana z małymi gestami, takimi jak:   małe oznaki czułości, miłości i współczucia – wczesny obiad, ciepła kolacja, jaką cieszymy się wieczorem, błogosławieństwo zanim położymy się spać, czy gest uścisku dłoni, gdy wracamy po ciężkiej pracy. Dalej mówił papież, że te małe znaki sprawiają, że w domu czujemy się bezpiecznie: ,,Dlatego nasze rodziny, nasze domy, są prawdziwymi Kościołami domowymi. Są to właściwe miejsca dla wiary, aby stawała się życiem, a życie stawało się wiarą”. Ojciec święty cytował słowa Jezusa: ,,Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. Papież powiedział, że Jezus wie, gdzie chodzi o dzieci jesteśmy zdolni do poświęcenia i bezgranicznej miłości.  Na zakończenie Mszy Świętej, przed błogosławieństwem abp Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny ogłosił, że kolejne IX Światowe Spotkanie Rodzin odbędzie się w Dublinie w Irlandii w 2018 r. We wtorek 29 września po różnych perypetiach w czasie podróży, pełni wrażeń, wróciliśmy zdrowi i szczęśliwi do domu. Krystyna Krzych

Festiwal Rodzin – Kościół towarzyszący w różnorodnych trudnościach

źródło: https://www.ekai.pl/za-nami-x-swiatowe-spotkanie-rodzin-w-rzymie/

Świadectwa rodzin, przeżywających różne trudności, telemost z parafią katolicką w Kijowie i pełne zachęty słowa Ojca Świętego złożyły się na Festiwal Rodzin. Wydarzenie, które zgromadziło w Auli Pawła VI ponad 4 tys. wiernych, rozpoczęło 22 czerwca popołudniu X Światowe Spotkanie Rodzin. Spotkanie z udziałem papieża Franciszka podczas którego, razem z delegatami, biorącymi udział w całym wydarzeniu, obecni byli także mieszkańcy Rzymu i pielgrzymi, rozpoczęło się osobistym świadectwem muzyków z tercetu Il Volo, którzy przybyli do Auli Pawła VI wraz z najbliższymi i wspólnie z nimi opowiadali o tym, jakie znaczenie w ich życiu i muzycznej karierze mają więzi rodzinne i wiara katolicka.

Następnie, jeszcze przed przybyciem Ojca Świętego, uczestnicy połączyli się z jedną z rodzin ukraińskich z Kijowa Anny i Bohdana, wraz z dziećmi – którzy opowiadali o tym, w jaki sposób wiara i przynależność do wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej pomogły im przezwyciężyć strach w związku z trwającą rosyjską inwazją.

Papieża Franciszka powitał w imieniu gospodarzy prefekt Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia kard. Kevin Farrell. Wprowadzając w temat spotkania, podkreślił: „Współczesna rodzina jest złożoną rzeczywistością: to splot wyzwań i problemów, które w codziennym życiu par, małżonków i dzieci wydają się niekiedy nie do pokonania. Ale to właśnie o tę rzeczywistość Kościół pragnie się troszczyć z odwagą, miłosierdziem i matczyną troską”.

Pierwsze świadectwo złożyła rzymska rodzina nieformalna, z trojgiem dzieci opowiedziała o swoim doświadczeniu trudności w znalezieniu wspólnoty kościelnej, która przyjęłaby ich z otwartymi ramionami. Pomocą była dla nich grupa przyjaciół i innych rodzin. „Opatrzność w tajemniczy sposób postawiła na naszej drodze ludzi, którym jesteśmy wdzięczni za to, że się z nami związali. To nas ocaliło, pozwoliło nam na nowo połączyć się z Kościołem i rozpalić naszą uśpioną wiarę. Ojcze Święty! To jest nasza dotychczasowa męcząca droga. Mamy nadzieję i ufamy, że wszystko doprowadzi do ukoronowania naszego pragnienia małżeństwa, które nie jest punktem dotarcia, ale dalszym ciągiem” – powiedzieli.

Kolejne świadectwo złożyli starsi już włoscy małżonkowie, rodzice kandydatki na ołtarze Chiary Corbella Petrillo, która, pochowawszy po niespełna jednym dniu życia dwoje niepełnosprawnych dzieci, sama poświęciła swe zdrowie i życie, aby mógł się urodzić syn, który dzisiaj ma 11 lat. Państwo Corbello mówili o sile jej wiary i szacunku dla innych, a także promieniowaniu jej świadectwa życia chrześcijańskiego. „Jej cierpienie ofiarowane za syna przyniosło obfity owoc i dało nam świadomość, że nie można naśladować Chrystusa, nie przyjmując krzyża. Z wielką radością w 2018 r. byliśmy świadkami rozpoczęcia diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego” – powiedzieli Roberto i Maria Anselma Corbella.

Następnie o problemach związanych z kryzysem małżeńskim powiedzieli małżonkowie z 27-letnim stażem z Demokratycznej Republiki Konga. Wyrażał się on między innymi niewiernością męża, brakiem szczerości, apodyktycznością. Dlatego żona postanowiła opuścić dom i zamieszkać u siostry, a nawet naszła jął myśl, by „zacząć życie od nowa”. Natomiast mąż, który pozostał z trzema dorosłymi synami, poczuł się upokorzony. Na szczęście dzięki stowarzyszeniu katolików świeckich „Wspólnoty Rodzin Chrześcijańskich” udało się im powiedzieć nawzajem prawdę, uwolnić od nienawiści i innych uczuć negatywnych. Odbyli rekolekcje pod kierunkiem starszej pary małżeńskiej. „Na koniec rekolekcji szczerze sobie przebaczyliśmy i postanowiliśmy wznowić nasze wspólne życie. …W obecności naszych dwóch rodzin poprosiliśmy nasze dzieci o przebaczenie. Towarzyszący nam kapłan pobłogosławił nasz nowy dom i pomógł nam publicznie odnowić nasze przyrzeczenia małżeńskie podczas celebracji eucharystycznej. Od tego czasu mieszkamy razem z trójką naszych dzieci, powróciła zgoda i szczęście. W ten sposób przebaczenie połączone z modlitwą przyniosło owoce w naszym życiu” – wyznali małżonkowie z Demokratycznej Republiki Konga.

Czwarte świadectwo, poświęcone gościnności należało do dwóch kobiet, które stanęły przed papieżem wraz ze swymi rodzinami: Ukrainki Iriny Kozuszko, która wraz z córką, uciekła po 10 dniach wojny z Kijowa, pozostawiając w ojczyźnie męża i rodziców, i Eriki Chiriaco, która wraz z mężem przyjęła ją pod rodzinny dach. „Dziś dziękuję Bogu za to, że posłał na naszą drogę tak wielu dobrych ludzi, którzy nam pomogli i okazali wielkie serce, dając nam pomoc i nadzieję. Obecnie jesteśmy goszczeni przez rodzinę Pietro i Eriki, którzy zaoferowali nam nowo wykończone mieszkanie pod swoim domem, gdzie sami mieszkają. Mimo że mają bardzo liczną rodzinę, bo aż sześcioro dzieci, przyjęli nas z miłością” – mówiła Ukrainka, nie kryjąc bólu i niepewności, jakie początkowo rodziła w niej wizja ucieczki z rodzinnego kraju. Podkreśliła, że włoscy małżonkowie, przy Bożej pomocy, ocalili także jej zdrowie, dopomagając jej w pilnym leczeniu, które na Ukrainie uniemożliwił wybuch wojny.

Także włoscy małżonkowie podkreślali, że przyjęcie pod swój dach Iriny i jej córki Sofii, pomimo początkowych obaw, stało się dla nich doświadczeniem duchowym. „W czasie modlitwy rodzinnej podzieliliśmy się z dziećmi pomysłem przyjęcia rodziny uciekającej przed wojną, wyjaśniając im, że przyjęcie drugiego człowieka jest jak przyjęcie Jezusa” – mówili – Gościmy je z wdzięczności Bogu, ponieważ możemy dawać darmo tylko tę miłość, którą darmo otrzymaliśmy od Pana i Jego Kościoła. Bez pomocy i siły wiary nie bylibyśmy w stanie przyjąć nikogo.

Ostatnie świadectwo należało do muzułmanki pochodzącej z Maroka, Zakii Seddiki Attanasio, wdowy po włoskim ambasadorze Luce Attanasio, który został zamordowany podczas pełnienia misji dyplomatycznej w Republice Demokratycznej Konga. „To dla mnie zaszczyt, że mogę się podzielić i opowiedzieć tę wielką historię miłości w obecności papieża Franciszka: nasze trzy małe dziewczynki, które nie znały postaci papieża, myślały, że jest lekarzem, gdy spotkały go po raz pierwszy, widząc go ubranego na biało. I nie mylili się: ponieważ Papież jest lekarzem, który troszczy się o dusze wszystkich chrześcijan, który zawsze otacza opieką tych, którzy potrzebują pocieszenia” – mówiła kobieta. W dalszej części swojego świadectwa mówiła o tym, że to miłość, pochodząca od Boga stała się spoiwem, które pozwoliło jej wspólnie z mężem zbudować silną rodzinę, której więzi przewyższają nawet śmierć. „Życzę sobie i wszystkim, aby wasze rodziny były, nawet w obliczu różnic kulturowych i cierpienia, miejscem, gdzie zawsze możemy znaleźć światło i pewność, że Bóg nigdy nie zostawi nas samych” – powiedziała na koniec.

Następnie do wysłuchanych świadectw odniósł się papież Franciszek. Nawiązując do świadectwa pary, której decyzja o zawarciu ślubu kościelnego dojrzewała dzięki pomocy grupy rodzinnej, podkreślił, że sakrament małżeństwa zawiera się dlatego, że pragnie się oprzeć małżeństwo na miłości Chrystusa, która jest mocna jak skała. „Dzięki łasce sakramentu Bóg sprawia, że jest ono wspaniałą drogą, którą trzeba podążać razem z Nim, nigdy samotnie. Rodzina nie jest pięknym ideałem nieosiągalnym w rzeczywistości. Bóg zapewnia swoją obecność w małżeństwie i rodzinie, nie tylko w dniu ślubu, ale przez całe życie. I On was wspiera każdego dnia na waszej drodze” – mówił.

Komentując doświadczenie rodziny, której jedna z córek postanowiła poświęcić swe życia, by ocalić swe dziecko, papież zaznaczył, że Bóg umieścił w jej sercu prawdę o świętości życia. Dlatego chciała ocalić życie swojego dziecka za cenę własnego. „Niech będzie ona inspiracją na naszej drodze do świętości, a Pan niech podtrzymuje i czyni owocnym każdy krzyż, który muszą dźwigać rodziny” – stwierdził Ojciec Święty.

Kolejne świadectwo przedstawili małżonkowie, którzy po przeżyciu poważnego kryzysu doświadczyli przebaczenia i głębokiego pojednania. Franciszek podkreślił, że rozpad rodziny to dramat, wobec którego nie można przejść obojętnie. Przypomniał, że w głębi serca każdego człowieka tkwi pragnienie, aby miłość się nie skończyła. Wskazał, że przebaczenie leczy każdą ranę, jest darem, który wypływa z łaski, jaką Chrystus napełnia małżonków i całą rodzinę, gdy pozwolimy Jemu działać.

O potrzebie gościnności mówił Ojciec Święty odnosząc się do świadectwa rodziny rzymskiej, która przyjęła rodzinę ukraińską uciekającą przed wojną. Zwracając się do Ukraińców Franciszek zauważył, że wojna skonfrontowała ich z ludzkim cynizmem i brutalnością, ale spotkali też ludzi o wielkim humanizmie. Natomiast mówiąc o rzymskiej rodzinie wielodzietnej, goszczącej uchodźców papież podkreślił, że ta wielkoduszność i otwartość jest właśnie cechą rodzin, które przyjęły wiele dzieci. „Rodziny to miejsca gościnności, i biada, gdyby ich zabrakło! Bez gościnnych rodzin społeczeństwo stałoby się zimne i nie nadawałoby się do życia” – powiedział Franciszek.

Temat rodziny jako miejsca praktykowania braterstwa poruszył Ojciec Święty odnosząc się do świadectwa rodziny wieloreligijnej, bardzo zaangażowanej społecznie na rzecz ubogich. Podkreślił przedstawione w nim piękno ludzkiej miłości, umiłowanie życia, altruizm, a także wierność własnym przekonaniom i tradycji religijnej. „W rodzinie, żyjąc wspólnie z tymi, którzy są inni niż ja, uczymy się być braćmi i siostrami. Uczymy się pokonywać podziały, uprzedzenia, zamknięcia i budować razem coś wielkiego i pięknego, zaczynając od tego, co nas łączy” – wskazał papież.

Pomimo dłuższego, niż zaplanowano czasu, jaki Franciszek spędził z wiernymi, po zakończeniu przemówienia i końcowej modlitwie z błogosławieństwem, Ojciec Święty pozostał jeszcze przez chwilę w Auli Pawła VI pozdrawiając zebranych.


Kongres Teologiczno-Duszpasterski – miłość rodzinna

W czwartek 23 czerwca rozpoczął się trzydniowy kongres teologiczno-duszpasterski. Jak wyjaśnił kard. Kevin Farrell, który najpierw przewodniczył porannej Mszy św. w Bazylice Watykańskiej, a następnie otworzył kongresowe obrady, temat tegorocznego spotkania „Miłość rodzinna: powołanie i droga do świętości” i szczegółowe zagadnienia podejmowane podczas spotkania, zaczerpnięte zostały z rozmów z biskupami podczas wizyt ad limina i innych spotkań z przedstawicielami Kościołów lokalnych. „To tematy, które wspólnie z diecezją rzymską uznaliśmy za najpilniejsze dla duszpasterstwa rodzin i małżonków” – mówił. Zachęcił też, by trwające spotkanie potraktować jako okazję do znalezienia nowych dróg zaangażowania w służbę rodziny. „W świetle tego, co usłyszymy w najbliższych dniach, zadajmy sobie pytanie: w jakich obszarach i w jaki sposób możemy wspólnie lepiej działać, aby uświadomić rodzinom ich rolę w Kościele? Jakie są dziś najbardziej dramatyczne „peryferie egzystencjalne” dla naszych rodzin i jak możemy o nie zadbać? Jak możemy im towarzyszyć, aby byli w stanie dokonać prawdziwego rozeznania, gdy napotkają trudności w sytuacjach nawet innych niż te, które omówimy podczas paneli?” – pytał.

Tematem pierwszego dnia Kongresu była miłość rodzinna. Po pierwszej konferencji pt. „Kościół domowy i synodalność”, dwa panele dyskusyjne podjęły temat: „Małżonkowie i kapłani razem w budowaniu Kościoła” oraz „Młodzi i osoby starsze razem dla Kościoła jutra”. Po drugiej konferencji „Towarzyszenie w pierwszych latach małżeństwa” odbyły się dwa kolejne panele: „Miłość rodzinna w czasie próby” (mowa była m.in. o zdradzie małżeńskiej i porzuceniu) oraz „Towarzyszyć ojcostwu i macierzyństwu” (w tym również o adopcji).

Osoby starsze wspólnym dobrem społeczności

Osoby starsze są wspólnym dobrem całej społeczności – mówiono o tym podczas drugiego panelu zatytułowanego: „Młodzi i osoby starsze razem dla Kościoła jutra”. Głos zabrali przedstawiciele rodzin z Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych i Włoch. Vincenzo Bassi i Carla Di Lello, adwokaci ze Związku Włoskich Prawników Katolickich, zauważyli, że konieczne jest odwrócenie perspektywy, by postrzegać osoby starsze jako protagonistów w rodzinach i uznawać je za wspólne dobro całej społeczności, zamiast traktować je tylko jako osoby słabe, wymagające opieki. Mogą one pełnić różne role w rodzinie, począwszy od przekazywania wiary, a także włączać się w działalność różnych stowarzyszeń.

Hiszpanie: Álvaro Medina del Campo i Maria Rosario García Garoz zaznaczyli, że „wiara rodziców i dziadków służy zbawieniu ich bliskich”. Wskazali, że rodzina jest „wielkim cudem, tajemnicą miłości do dzieci, rodziców i dziadków”.

Christopher M. Bellitto, historyk z Kean University w Union w stanie New Jersey przypomniał, że papież Franciszek szczególny nacisk kładzie na troskę o osoby starsze i konieczność kontaktowania ich z ludźmi młodymi. – Nasza młodzież może zrozumieć, że mądrość bierze się z doświadczenia. Starsi uczą modlić się, wierzyć, mówiąc, że czas Boży nie jest naszym czasem; uczą nas, że kiedy słyszymy dobrą nowinę, nie możemy zatrzymać jej dla siebie – wyliczał Amerykanin.

Kapłaństwo i małżeństwo powołaniami, które się wzajemnie uzupełniają

Kapłaństwo i małżeństwo są powołaniami, które się wzajemnie uzupełniają – powiedział ks. Juris Jalinskis z Łotwy podczas panelu, zatytułowanego „Małżonkowie i kapłani razem w budowaniu Kościoła”. Trzy pary małżeńskie z różnych stron świata przedstawiły świadectwa, w których wspomniały o tych epizodach ze swego życia, gdy punktem zwrotnym stało się włączenie kapłana do życia rodzinnego.

Daina i Uldis Zurilo z Łotwy wskazali, że rodziny i księża muszą ze sobą współpracować w parafiach na zasadzie komplementarności i współodpowiedzialności. W odniesieniu do spadku liczby kapłanów nie tylko w Europie podkreślili, że „pary małżeńskie powinny być u boku księży”. – Doświadczyliśmy wzajemnego uzupełniania się z sędziwym proboszczem, wspólnie z nim modliliśmy się w domu rodzinnym. Na jednym z pierwszych spotkań ze zdumieniem zobaczyliśmy łzy w jego oczach – był zaskoczony klimatem przyjaźni. Jako pary małżeńskie i księża jesteśmy równi przed Bogiem i uzupełniający się wzajemnie, uczymy się ze sobą spotykać. Ten dialog jest współodpowiedzialnym działaniem dla dobra Kościoła – powiedzieli łotewscy małżonkowie.

W podobnym duchu wypowiedział się ks. Jalinskis. – Życie miłością do którego powołany jest każdy chrześcijanin, realizuje się w kapłaństwie i w małżeństwie. Powołania te nie są przeciwstawne, lecz wzajemnie się uzupełniają. Realizując to powołanie do bezinteresownej miłości, szybko dochodzimy do granic naszych możliwości. Znajomość i kochanie rodzin jest częścią naszego kapłańskiego powołania. Ponieważ są one prawdziwymi protagonistami zdolnymi wydać obfite owoce dla Kościoła, ich rola w Kościele nie może ograniczać się do pomocy księżom – zaznaczył duchowny.

Potrzeba towarzyszenia doświadczonych małżeństw

Towarzyszenie małżeństwom w pierwszych latach po ślubie było tematem kolejnego panelu. Konferencję wprowadzającą w temat wygłosili Eduardo i Mónica Gonzáles Soriano z Hiszpanii mówili o swoich doświadczeniach jako członkowie grupy dla młodych małżonków w Toledo pod nazwą „Family rock”. – Nie jesteśmy fanami rocka, a skałą, do której odnosi się nazwa, jest Jezus Chrystus, na którym budujemy małżeństwo. Celem jest tworzenie grup prowadzonych przez kapłana i dwie starsze pary małżeńskie – wyjaśnili Hiszpanie, dodając, że włączenie bardziej doświadczonych małżeństw miało podstawowe znaczenie dla odkrywania prawdziwego znaczenia małżeństwa. – Drugi człowiek istnieje nie po to, żeby zadręczać moje życie, ale jest darem Boga. Wy, doświadczone pary jesteście przykładem. My, młode pary potrzebujemy was. Nauczyliście nas, że prawdziwa miłość polega na tym, by widzieć godność drugiego człowieka – powiedzieli Eduardo i Mónica Gonzáles Soriano.

Innym zasadniczym elementem towarzyszenia są kapłani. – Potrzebujemy waszego uważnego spojrzenia, które nie osądza, i obecności Chrystusa w was. Bóg nas rozpieszczał, bo dał nam kapłana, któremu naprawdę leży na sercu nasze małżeństwo i stał się dla nas kołem ratunkowym, odblaskiem miłości Boga – wyznali Hiszpanie.
Kościół domowy i synodalność

W kolejnym panelu mówiono o tym, w jaki sposób budować wspólnoty bardziej synodalne i bliskie wyzwaniom współczesnych młodych rodzin. Wprowadzającą konferencję „Kościół domowy i synodalność” wygłosili: Lisa i Gregory Popcack ze Stanów Zjednoczonych. Zaznaczyli, że „świętość jest dla wszystkich, przede wszystkim dla rodzin”. Tymczasem „wielu katolików uważa, że życie rodzinne jest przeciwieństwem świętego życia”.

Kościół domowy zdefiniowali jako „rodzinę zaangażowaną w życie Boża miłością w relacjach z innymi”. Podczas gdy wszystkie rodziny uczestniczą w życiu Kościoła, Kościół domowy powinien być przyporządkowany małżeństwu. Różne „małe praktyki rodzinne, które składają się na liturgię życia dają rodzinom środki (…) do przekształcenia się w dynamiczne Kościoły domowe”. Liturgia Kościoła domowego złożona jest „z sieci relacji chrześcijańskich, z obrzędów rodzinnych i jest nastawiona dotarcie do drugiego człowieka”. Kościoły domowe „powinny ze sobą współpracować” w parafiach – wskazali amerykańscy małżonkowie.

Powołanie – Misja rodzin we współczesnym świecie

Trzeci dzień ŚSR i zarazem drugi dzień kongresu teologiczno-duszpasterskiego rozpoczął się Mszą św. w Bazylice Watykańskiej. Przed południem wysłuchano świadectw i konferencji poświęconych m.in. misji Kościoła i rodziny w świecie mediów elektronicznych, odbył się panel dotyczący zadań, jakie stoją przed rodzinami, które chcą zaangażować się w pomoc migrantom, osobom uzależnionym i doświadczającym przemocy w rodzinie. Z kolei sesja popołudniowa poświęcona była aktualnym wytycznym dotyczącym przygotowania do sakramentu małżeństwa oraz formacji młodzieży, seminarzystów i stałego towarzyszenia duchowego małżonkom.

Przekazanie wiary ludziom młodym

Przekazywanie wiary współczesnej młodzieży jest kluczowym zadaniem każdego ochrzczonego. Mówiono o tym podczas panelu poświęconego byciu chrześcijaninem w epoce cyfrowej. Włosi: Massimo i Patrizia Paloni, którzy – mając 12 dzieci – od 18 lat prowadzą misję katechumenalną w Holandii, zwrócili uwagę, że „jesteśmy zanurzeni w społeczeństwie, w którym wydaje się, że Bóg zniknął z horyzontu”. Opowiedzieli o prowadzonych przez siebie kursach po bierzmowaniu, dzięki którym wielu młodych ludzi, niegdyś dalekich od Kościoła, zbliżyło się do niego. Kursy te opierają się nie na konkretnym programie lub formule działania, lecz na „świadectwie żywej wiary ich rodziców”.

O obecności w mediach społecznościowych mówili Gustavo Huguenin i Fabiola Goulart z Brazylii. Według nich mogą one być pomocne w rozeznawaniu życiowych doświadczeń dzieci i rodziców. Natomiast Francuzi: Guillaume i Sandrine Haudebourg opowiedzieli o swoim doświadczeniu tworzenia wideo on line, które rozpoczęli w czasie pandemii. – Pilnie trzeba było rozmawiać z rodzinami przez internet, gdy siedziały na kanapie. Chcieliśmy wprowadzić Chrystusa do małych Kościołów domowych. Aby przekazać przesłanie Ewangelii w sieci, trzeba zwracać uwagę na formę i treść. Musimy od siebie wymagać, aby nas oglądano – przestrzegli Brazylijczycy.

Kościół wobec przemocy domowej

Przemoc domowa, szczególnie wobec kobiet, dotyczy także rodzin katolickich. Mówili o tym Christauria Welland i Michael Akong ze Stanów Zjednoczonych. Zwrócili uwagę, że przemoc ta nasiliła się w czasie pandemii, zaś zagrożone są kobiety niezależnie od wyznawanej religii. Osoby zaangażowane w pracę duszpasterską mają kierować się podejściem typu: „widzieć, oceniać, działać”, którego celem jest dostrzeżenie znaków przemocy, aby jej zapobiegać. – Każdy ma swą rolę w Kościele w zwalczaniu przemocy domowej. Księża często nie wiedzą, co zrobić w obliczu próśb o pomoc, ale w USA są pierwszymi osobami, do których zwracają się ofiary, będące katolikami. Możemy uniknąć przemocy i zorganizować duszpasterską odpowiedź zarówno oddolną, jak i odgórną – wskazali. Zaproponowali stworzenie w Watykanie komisję i ośrodek przygotowujący księży do stawiania czoła temu problemowi.

Formacja małżeństw i nowe pokolenie księży

Do formowania małżeństw „potrzebujemy nowego pokolenia księży i seminarzystów” – wezwał ks. Fabio Rosini, dyrektor duszpasterstwa powołaniowego diecezji rzymskiej. Zwrócił uwagę, że problemem jest „przeintelektualizowana idea formacji”. Podkreślił, że kto prowadzi przygotowanie do małżeństwa, musi jasno widzieć jego cel, jakim jest budowanie Kościoła, które jest powołaniem każdego ochrzczonego. Jeśli będziemy formować księży-primadonny lub, jeszcze gorzej, księży-funkcjonariuszy, to nie będą oni mogli przysłużyć się formacji chrześcijańskiej, bo po prostu sami jej nie przeszli.

Joseph Teyu i Clare Jiyann Yeh z Tajwanu podzielili się doświadczeniem grup formacyjnych dla osób prowadzących kursy przedmałżeńskie. Wskazali, że „program przedmałżeński powinien być traktowany poważnie, aby kładł solidne fundamenty”. Konkretną pomoc dla rodziców, którzy chcą wspierać wychowanie seksualne dzieci przedstawili Hiszpanie: Antonio Crespo Sanchez i Celia Maria Cuevas Alvares z międzynarodowego programu Goodlove. Jest to platforma oddająca do dyspozycji rodziców materiały źródłowe, stanowi także miejsce dyskusji z wychowawcami.

Nie ma rodzin doskonałych

Nie istnieją rodziny doskonałe, również rodziny chrześcijańskie przeżywają kryzysy – mówiono o tym w panelu na temat „Powołanie i misja na peryferiach egzystencjalnych” Gian Luigi De Palo, przewodniczący włoskiego Forum Stowarzyszeń Rodzinnych i jego żona Anna Chiara Gambini opowiedzieli o swoich doświadczeniach rodziców piątki dzieci, w tym jednego z zespołem Downa, Giorgio Marii. Jego narodziny były „trzęsieniem ziemi dla naszych bezużytecznych pewników”. – Zdziwiło nas to, że od początku dawało nam szczęście to, co dla innych byłoby powodem do zmartwienia. Nazywamy Giorgio Marię wisienką na torcie. Nie jesteśmy wzorcową rodziną, dużo się kłócimy. Jesteśmy rodziną, która powiedziała „tak” życiu nie z powodów ideologicznych, nie dlatego, że tak nam powiedziano w parafii, ale dlatego, że to było piękne – przyznali małżonkowie. Zaznaczyli jednocześnie, że „miłość do niepełnosprawnego dziecka jest pasjonująca”, ale nie chroni przed fizycznym zmęczeniem i wstydem proszenia innych o pomoc.

O konieczności pomocy nowo powstałym rodzinom mówili Ryan i Mary Rose Verret ze Stanów Zjednoczonych. Tłumaczyli, że każda rodzina ma charyzmat, którym może pomóc innym. Z kolei Gloria Arnau i Jordi Cabanas, małżeństwo z Hiszpanii mające siedmioro dzieci, w tym dwoje z pieczy zastępczej, podkreślili, że więzy krwi nie są potężniejsze od więzów miłości. – Nie chcemy dać błędnego i naiwnego obrazu naszego życia. Widzimy, że na naszej drodze jesteśmy coraz bardziej zmęczeni, ale też mamy większą satysfakcję – powiedzieli Hiszpanie.

Natomiast w przedostatnim panelu, poświęconym „miłości rodzinnej w czasie próby” André i Karina Parreira z Brazylii przypomnieli, że „małżeństwo jest projektem Bożym, ukierunkowanym ku niebu” i „drogą uświęcenia”. – Twórca miłości przychodzi, aby pomóc nam ją przeżyć i sprawić, by była możliwa. Papież Franciszek powiedział, że życie rodzinne jest połączeniem cierpienia i wyzwolenia, zmartwień i przyjemności. Zdarza się, że w naszych czasach zmartwienia biorą górę – wyznali małżonkowie.

O zdradzie małżeńskiej i przebaczeniu mówili Stephen i Sandra Conway z Republiki Południowej Afryki. Stephen opowiedział o swej relacji z inną kobietą i o drodze, którą przebył, aby prosić żonę o przebaczenie. Wybrał ścieżkę proponowaną przez stowarzyszenie małżeństw przeżywających trudności Retrouvaille. – Przebaczenie nie zmienia przeszłości, ale z pewnością zmienia przyszłość. Proces uzdrowienia trwał wiele miesięcy. Zdajemy sobie sprawę, że miłość to nie uczucie, ale decyzja: można postanowić kochać pomimo tego, co się odczuwa – podkreślili.
Natomiast ks. Erick Kagy i Danielle Bourgeois z Kanady mówili o porzuceniu małżonka. Duchowny, który zanim przyjął święcenia kapłańskie, był żonaty, jest wdowcem, ojcem i dziadkiem, zauważył, że w Kościele praktycznie nie ma przygotowania do małżeństwa. Dlatego pary przeżywające trudności potrzebują pomocy ze strony innych młodych małżeństw.

Z kolei Bourgeois, założycielka wspólnoty Solitude Myriam, złożonej z rozwiedzionych kobiet i mężczyzn, którzy postanowili poświęcić swe życie Bogu w intencji jedności par małżeńskich, wyjaśniła, że charyzmatem wspólnoty jest towarzyszenie małżeństwom przeżywającym trudności. – Wiele z nich przychodzi do nas, aby uleczyć swoje rany i móc zacząć na nowo. Jest dla nas wielką radością, gdy widzimy, że udaje im się nie rozwieść – powiedziała założycielka.
W panelu, poświęconym rodzinie na peryferiach egzystencjalnych, mowa była również o migrantach. François i Isabelle Delooz-Vanceulebroeck z Belgii podzielili się swymi doświadczeniami z przyjmowania, wraz z innymi rodzinami, uchodźców syryjskich. Ich zdaniem migranci stanowią nową siłę w Kościele, mającą wiele do zaoferowania, choć nie zawsze wiedzącą, jak to zrobić.

Z kolei Maria Paula Casanova i Valerio Santoro z Argentyny, działający we Wspólnocie Papieża Jana XXIII zajęli się problemem uzależnienia od narkotyków u członka rodziny. – Zauważyli, że proces zdrowienia obejmuje również członków rodziny, ponieważ cała rodzina musi się zmienić, aby odrodziła się osoba ludzka.

Podsekretarz Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia Gabriella Gambino i jej mąż Giovanni Nuzzi przeczytali i skomentowali niektóre fragmenty przedmowy papieża Franciszka do dokumentu tej dykasterii „Przewodniki katechumenalne dla życia małżeńskiego”. Wskazali, że celem, którego życzy sobie Ojciec Święty jest wspieranie rozeznawania powołania małżeńskiego, aby móc podjąć przemyślaną decyzję o zawarciu małżeństwa. Wspólnota Kościoła powinna wspierać małżonków przynajmniej w pierwszych latach ich wspólnego życia. – Łaska sakramentu działa w konkretnym życiu i wiele się trzeba nauczyć. W tym sensie czas „na zawsze” [wynikający z małżeńskiej przysięgi – KAI] jest „naprawdę darem”. Małżonkowie i duszpasterze są wspólnie wezwani do głoszenia, że życie małżeńskie jest (…) pomocą w spełnianiu wymagań miłości i podążaniu drogą świętości. Musimy mieć odwagę dokładania wszelkich starań w prowadzeniu młodych ludzi do piękna łaski. To wspaniała misja, ale stawką w grze jest życie naszych dzieci – podkreślili włoscy małżonkowie.

Ostatni panel, „Komunia rodzinna w stylu komunii kościelnej”, odbyła się w małych grupach w rzymskich parafiach. Wieczorem Polscy pielgrzymi spotkali się w kościele Santa Maria in Campitelli, gdzie odbył się Wieczór Wdzięczności, animowany przez Fundację „Tak dla Rodziny” i rzymską Polonię.

Małżeńskie drogi do świętości

Czwarty dzień Spotkania i trzeci dzień Kongresu , rozpoczął się godzinną adoracją eucharystyczną w Auli Pawła VI. Po niej uczestnicy spotkania wysłuchali konferencji Franciszka Beltrame Quatrocchiego, wnuka błogosławionych małżonków Marii i Ludwika Beltrame Quattrocchich, którzy są patronami wydarzenia. Następnie odbył się panel poświęcony małżeńskim drogom do świętości, a także towarzyszeniu m.in. parom w związkach niesakramentalnych, małżeństwom, w których jedna z osób jest niewierząca oraz rodzinom, zmagającym się z potrzebą przebaczenia. Ten ostatni temat został poruszony w świadectwie maronickiej pary, Daniela i Leili Abdallah, której trójka dzieci została zabita przez pijanego kierowcę.

Świadectwa i prelekcje oscylowały wokół świętości w rodzinie. Jak ją osiągnąć i jak ją osiągnęli inni, małżonkowie, którzy oficjalnie zostali uznani za błogosławionych czy świętych. Jak zauważają Aldona i Artur Wiśniewscy z Polski, świętość w rodzinie wyraża się w codzienności, ale ma zarazem jasny cel: być razem po drugiej stronie życia, u Pana Boga.

„Od początku naszego małżeństwa, kiedy jako chłopak i dziewczyna zaczynaliśmy pielgrzymować z Płocka na Jasną Górę, wiedzieliśmy, że to jest nie tylko droga pielgrzymki, ale że to jest nasza droga: małżeństwa, rodziny, droga, która ma nas zaprowadzić do nieba. I to pragnienie bycia z Bogiem po drugiej stronie życia jest dla nas marzeniem, ale też wyzwaniem w codzienności. Bo świętość w codzienności ma miejsce. Dlatego, że codziennie uczymy się kochać i przebaczać, prowadzić ze sobą dialog. Ale też są to różne zadania i obowiązki. Zostaliśmy do pewnych rzeczy stworzeni i powołani. Staramy się je wypełniać w 200 procentach. Świat nam proponuje obraz miłości spektakularnej. Światała, świece, wydarzenie, które pojawi się lub nie. A my podkreślamy, że miłość można wyrazić w codzienności. W prostych gestach i prostych słowach. Nawet każde wyjście do pracy każdego z małżonków jest gestem miłości. Wypowiadanie słów: proszę, dziękuję, przepraszam. To jest miłość, która nie potrzebuje fleszów, telewizji, choć gesty też są potrzebne. Żona zawsze powtarza, że świeca przy kolacji musi być. Zaskoczenie, piękny strój przy randce. To też musi być, ale i codzienność“ – powiedzieli polscy uczestnicy rzymskiego kongresu.

Na zakończenie obrad przedstawiono publikację poświęconą świętym małżonkom, wydana przez Dykasterię ds. Świeckich, Rodziny i Życia.

źródło: www.vatican.va. 25 czerwca 2022 r.

W ramach Dziesiątego Światowego Spotkania Rodzin przeżywamy teraz czas dziękczynienia. Z wdzięcznością zanosimy dziś przed oblicze Boga – niczym w wielkim ofertorium – to wszystko, co Duch Święty zasiał w was, drogie rodziny. Niektórzy z was uczestniczyli w czasie refleksji i dzielenia się tutaj, w Watykanie; inni spośród was animowali je i przeżywali w swoich diecezjach, tworząc wszyscy razem coś na kształt ogromnej konstelacji. Wyobrażam sobie bogactwo waszych doświadczeń, planów, marzeń. Nie brakuje też trosk i niepewności. Teraz przedstawiamy to wszystko Panu i prosimy Go, by was wspierał swoją mocą i miłością. Jesteście ojcami, matkami, dziećmi, dziadkami, ciotkami i wujkami; jesteście dorosłymi, dziećmi, młodzieżą, ludźmi starszymi. Każdy z was ma inne doświadczenie rodziny, ale wszyscy tę samą nadzieję, która staje się modlitwą: aby Bóg pobłogosławił i strzegł wasze rodziny i wszystkie rodziny świata.

Święty Paweł w drugim czytaniu mówił nam o wolności. Wolność jest jednym z dóbr najbardziej cenionych i poszukiwanych przez współczesnego i nowoczesnego człowieka. Wszyscy pragną być wolni, nie być związanym uzależnieniami ani ograniczeniami. Dążą zatem do uwolnienia się od wszelkiego rodzaju „więzień”: kulturowych, społecznych, ekonomicznych. A jednak jakże wielu osobom brakuje przy tym tej największej wolności: wolności wewnętrznej! Największą wolnością jest wolność wewnętrzna. Apostoł, wołając: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5, 1) przypomina nam, chrześcijanom, że wolność jest przede wszystkim darem. Zostaliśmy obdarzeni wolnością. Wszyscy rodzimy się z licznymi uwarunkowaniami, wewnętrznymi i zewnętrznymi, a przede wszystkim ze skłonnością do egoizmu, czyli stawiania siebie w centrum uwagi i dążenia do osiągnięcia własnych korzyści. Ale z tej niewoli wyzwolił nas Chrystus. Pragnąc uniknąć wątpliwości, św. Paweł ostrzega nas, że wolność dana nam przez Boga nie jest „fałszywą i pustą wolnością świata, która jest „zachętą do hołdowania ciału” (Ga 5, 13). Nie, wolność, którą Chrystus nabył dla nas za cenę swojej krwi jest w pełni ukierunkowana na miłość, abyśmy mogli – jak powiedział Apostoł i mówi do nas dzisiaj – „miłością ożywieni służyć sobie wzajemnie” (tamże).

Małżonkowie, wy wszyscy, kształtując swoją rodzinę, dokonaliście dzięki łasce Chrystusa tego odważnego wyboru: nie wykorzystywać wolności dla samych siebie, ale miłować osoby, które Bóg postawił obok was. Zamiast żyć jak „wyspy”, oddaliście się „na służbę jedni drugim”. Tak się przeżywa wolność w rodzinie! Nie ma „planet” ani „satelitów”, poruszających się każda po swej własnej orbicie. Rodzina jest miejscem spotkania, dzielenia się, wychodzenia ze swoich ograniczeń, aby przyjąć drugiego człowieka i być blisko niego. Jest to pierwsze miejsce, w którym człowiek uczy się kochać. Nigdy o tym nie zapominajcie: rodzina jest pierwszym miejscem, gdzie człowiek uczy się kochać.

Bracia i siostry, chociaż stwierdzamy to z wielkim przekonaniem, to dobrze wiemy, że w praktyce, z wielu powodów i ze względu na wiele różnych sytuacji, nie zawsze się tak dzieje Dlatego też, potwierdzając piękno rodziny, czujemy zarazem, bardziej niż kiedykolwiek, że musimy jej bronić. Nie pozwólmy, aby została ona skażona truciznami egoizmu, indywidualizmu, kultury obojętności i kultury odrzucenia, i w ten sposób utraciła swoje „DNA”, którym jest gościnność i duch służby. Cechą właściwą rodzinie jest gościnność, duch służby w obrębie rodziny.

Relacja między prorokami Eliaszem i Elizeuszem, przedstawiona w pierwszym czytaniu, każe nam myśleć o więzi między pokoleniami, o „przekazywaniu pałeczki” między rodzicami a dziećmi. Ta relacja w dzisiejszym świecie nie jest prosta i często jest źródłem niepokoju. Rodzice obawiają się, że ich dzieci nie będą umiały odnaleźć się w złożoności i nieporządku naszych społeczeństw, w których wszystko wydaje się chaotyczne, niepewne, i że w końcu zagubią swą drogę. Ten lęk sprawia, że niektórzy rodzice stają się niespokojni, inni nadopiekuńczy, a czasem nawet powoduje on powstrzymanie pragnienia wydania na świat nowego życia.

Warto zastanowić się nad relacją między Eliaszem a Elizeuszem. Eliasz, w czasie kryzysu i lęku o przyszłość, otrzymuje od Boga polecenie namaszczenia Elizeusza na swojego następcę. Bóg uświadamia Eliaszowi, że świat nie kończy się na nim i nakazuje mu przekazać jego misję komuś innemu. Takie jest znaczenie gestu opisanego w tekście: Eliasz zarzuca swój płaszcz na ramiona Elizeusza i odtąd ów uczeń zajmie miejsce mistrza, aby kontynuować jego posługę prorocką w Izraelu. Bóg pokazuje w ten sposób, że ma zaufanie do młodego Elizeusza. Starzec Eliasz przekazuje Elizeuszowi funkcję, powołanie prorockie. Ufa młodemu człowiekowi, ufa przyszłości. W tym geście jest nadzieja i z nadzieją przekazuje pałeczkę.

Jakże to ważne, aby rodzice kontemplowali sposób działania Boga! Bóg kocha młodych, ale nie znaczy to, że chroni ich przed wszelkim ryzykiem, wszelkimi wyzwaniami i cierpieniem. Bóg nie jest niespokojny i nadopiekuńczy. Dobrze to przemyślcie: Bóg nie jest niespokojny i nadopiekuńczy. Przeciwnie, ufa im i wzywa każdego z nich, by w swym życiu i swej misji mierzyli wysoko. Pomyślmy o małym Samuelu, o dorastającym Dawidzie, o młodym Jeremiaszu; pomyślmy przede wszystkim o tej dziewczynie, szesnastoletniej, siedemnastoletniej, która poczęła Jezusa, Maryi Dziewicy. Ufa młodej dziewczynie. Drodzy rodzice, Słowo Boże wskazuje nam drogę: nie chrońcie swoich dzieci przed wszelkimi najmniejszymi trudnościami i cierpieniami, ale starajcie się przekazać im umiłowanie życia, rozpalić w nich pragnienie odnalezienia swojego powołania i podjęcia wielkiej misji, którą zaplanował dla nich Bóg. Właśnie to odkrycie czyni Elizeusza odważnym, zdeterminowanym i sprawia, że staje się dorosły. To rozstanie z rodzicami i zabicie wołów stają się znakiem, że Elizeusz zrozumiał, iż nadeszła „jego kolej”, że nadszedł czas, aby przyjąć Boże powołanie i kontynuować to, co widział w działaniach swego mistrza. I będzie to czynił odważnie, aż do końca życia. Drodzy rodzice, jeśli pomożecie waszym dzieciom odkryć i przyjąć ich powołanie, zobaczycie, że będą one „zafascynowane” tą misją i będą miały siłę, by stawić czoła i przezwyciężyć trudności życia.

Chciałbym jeszcze dodać, że dla wychowawcy najlepszym sposobem, aby pomóc drugiemu człowiekowi w podążaniu za jego powołaniem, jest przyjęcie z wierną miłością własnego powołania. Właśnie to widzieli w Jezusie, z kolei dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam znamienny moment, w którym Jezus „postanowił udać się do Jeruzalem” (Łk 9, 51), wiedząc dobrze, że tam zostanie skazany i zabity. W drodze do Jerozolimy spotyka się z odrzuceniem przez mieszkańców Samarii, które wywołuje oburzenie Jakuba i Jana, ale które On sam akceptuje, ponieważ jest częścią Jego powołania: najpierw został odrzucony w Nazarecie – pomyślcie o tym dniu w synagodze w Nazarecie (por. Mt 13, 53-58) -, teraz w Samarii, a na końcu zostanie odrzucony także w Jerozolimie. Jezus przyjmuje to wszystko, ponieważ przyszedł na świat, aby wziąć na siebie nasze grzechy. Podobnie jest w przypadku dzieci: nic nie dodaje dzieciom otuchy bardziej, niż widok rodziców przeżywających swoje małżeństwo i życie rodzinne wiernie i cierpliwie, jako misję, pomimo trudności, chwil smutnych i trudnych doświadczeń. To, co spotkało Jezusa w Samarii, wydarza się w każdym powołaniu chrześcijańskim, także w powołaniu rodzinnym. Wiemy to wszyscy: przychodzą chwile, kiedy trzeba wziąć na siebie przeciwności, brak otwartości, nieporozumienia, które pochodzą z ludzkiego serca, i z łaską Chrystusa przemienić je w akceptację drugiego człowieka w bezinteresownej miłości.

A w drodze ku Jerozolimie, bezpośrednio po tym wydarzeniu, które w pewnym sensie opisuje nam „powołanie Jezusa”, Ewangelia przedstawia trzy inne wezwania, trzy powołania ludzi pragnących być uczniami Jezusa. Pierwszy z nich otrzymał zachętę, żeby, podążając za Mistrzem, nie szukał stałego miejsca zamieszkania, ani bezpiecznego schronienia. On bowiem „nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć” (Łk 9, 58). Pójście za Jezusem oznacza wyruszenie w drogę i bycie zawsze w drodze, zawsze „podróżując” z Nim pośród zmiennych kolei życia. Jakże prawdziwe jest to dla was, małżonków! Wy również, przyjmując powołanie do małżeństwa i rodziny, opuściliście swoje „gniazdo” i rozpoczęliście podróż, której wszystkich etapów nie mogliście z góry przewidzieć, a która utrzymuje was stale w ruchu, z nieustannie nowymi sytuacjami, nieoczekiwanymi wydarzeniami, niespodziankami, niektórymi bolesnymi. Tak właśnie wygląda droga z Panem. Jest dynamiczna, nieprzewidywalna i zawsze jest wspaniałym odkryciem. Pamiętajmy, że odpoczynek każdego ucznia Jezusa polega właśnie na codziennym wypełnianiu woli Bożej, niezależnie od tego, jaka ona jest.

Drugi uczeń jest zachęcany, aby nie wracał, żeby pogrzebać swoich zmarłych (w. 59-60). Nie chodzi tu o łamanie czwartego przykazania, które zawsze pozostaje ważne i jest przykazaniem, które nas tak bardzo uświęca, lecz o zaproszenie do przestrzegania przede wszystkim pierwszego przykazania: miłowania Boga ponad wszystko. Tak jest również w przypadku trzeciego ucznia, który jest powołany do pójścia za Chrystusem w sposób zdecydowany i z całego serca, bez „oglądania się wstecz”, nawet po to, by pożegnać się ze swoją rodziną (por. w. 61-62).

Drogie rodziny, wy także jesteście zachęcane, by nie mieć innych priorytetów, by nie „oglądać się wstecz”, to znaczy nie żałować dawnego życia, dawnej wolności, z jej zwodniczymi iluzjami: bowiem życie staje się skostniałe, gdy, żałując przeszłości, nie przyjmuje nowości Bożego powołania. A ta droga użalania się nad przeszłością i nieprzyjmowania nowości, które zsyła nam Bóg, zawsze nas usztywnia; czyni nas twardymi, nie czyni nas ludźmi.

Kiedy Jezus powołuje, także do małżeństwa i rodziny, prosi nas, abyśmy patrzyli w przyszłość, i zawsze wyprzedza nas w drodze, zawsze idzie przed nami w miłości i służbie. Kto za Nim idzie, nie będzie zawiedziony!

Drodzy bracia i siostry, wszystkie czytania dzisiejszej liturgii opatrznościowo mówią o powołaniu, które jest właśnie tematem trwającego Dziesiątego Światowego Spotkania Rodzin: „Miłość rodzinna: powołanie i droga do świętości”. Z mocą tego Słowa Życia zachęcam was, abyście zdecydowanie wyruszyli drogą miłości rodzinnej, dzieląc ze wszystkimi członkami rodziny radość płynącą z tego powołania. A nie jest to droga łatwa: będą chwile mroczne, chwile trudności, w których będziemy myśleć, że wszystko skończone. Niech miłość, której doświadczacie między wami, zawsze będzie otwarta, wychodząca ku innym, zdolna do „dotykania” najsłabszych i poranionych, których spotykacie na waszej drodze: słabych na ciele i słabych na duszy. Miłość bowiem, także ta rodzinna, oczyszcza się i umacnia, kiedy jest dawana.

Postawienie na miłość rodzinną jest odważne: trzeba mieć odwagę, by się pobrać. Widzimy wielu ludzi młodych, którzy nie mają odwagi się pobrać, i wiele razy jakaś matka mówi do mnie: „Niech coś zrobi, porozmawia z moim synem, który nie chce się ożenić, ma 37 lat!”. – „Ależ proszę pani, niech pani nie prasuje jego koszul, niech go pani trochę odpycha, niech wyjdzie z gniazdka”. Bowiem miłość rodzinna pobudza dzieci do latania, uczy je latać i pobudza do latania. Nie jest zaborcza, ma zawsze posmak wolności. A potem, w chwilach trudnych, w kryzysach – wszystkie rodziny je mają, przeżywają kryzysy – proszę, nie wybierajcie łatwej drogi: „Wracam do mamusi”. Nie. Śmiało, idźcie naprzód z tym odważnym postawieniem na rodzinę. Będą chwile trudne, będą chwile ciężkie, ale idźcie naprzód, zawsze. Twój mąż, twoja żona mają tę iskrę miłości, którą poczuliście na początku: pozwólcie jej się ujawnić od wewnątrz, odkryjcie miłość na nowo. A to bardzo pomoże w chwilach kryzysu.

Kościół jest z wami, co więcej: Kościół jest w was! Kościół narodził się bowiem z rodziny, z Rodziny z Nazaretu, i składa się głównie z rodzin. Niech Pan pomaga wam każdego dnia trwać w jedności, pokoju, radości, a także w wytrwałości w chwilach trudnych, tej wiernej wytrwałości, która sprawia, że żyjemy lepiej i ukazuje wszystkim, że Bóg jest miłością i Bóg jest komunią życia.